Znamy drugiego finalistę, Pogoń zamęczyła Jagiellonię w dogrywce
Po awansie Wisły Kraków do finału Fortuna Pucharu Polski każdy z uczestników drugiego półfinału mógł być pewien, że na PGE Narodowym byłby zdecydowanym faworytem do trofeum. A że spotkały się dwie najlepsze ofensywy polskiej piłki klubowej w tym sezonie (w samej lidze mają łącznie 111 strzelonych goli!), oczekiwania w hicie wieczoru były wysokie.
Sprawdź komplet statystyk meczu Pogoń-Jagiellonia
Do przerwy bez otwarcia
Z racji gry na swoim stadionie nieznacznym faworytem mogła wydawać się Pogoń Szczecin, za to Jagiellonia prezentuje się mimo wszystko korzystniej w ostatnim czasie. Duma Podlasia również w Szczecinie jako pierwsza stworzyła duże zagrożenie pod bramką gospodarzy, choć kazała na to czekać aż 10 minut. Jesus Imaz na granicy pola bramkowego przeszedł trzech obrońców i uderzył poza zasięgiem Cojocaru, ale jego strzał wybił Wahlqvist.
Gra utrzymywała bardzo dobre tempo przez całą pierwszą połowę, jednak zabrakło w niej goli. Portowcy zdecydowanie częściej byli przy piłce, zmuszając nawet ofensywnych zawodników Jagi do ciężkiej pracy w defensywie, a jednocześnie nie zagrozili poważnie Sławomirowi Abramowiczowi. Prawie wszystkie próby kończyły albo daleko od światła bramki, albo były blokowane jeszcze przed sprawdzeniem formy bramkarza.
Koulouris na dwa razy, Wdowik wyrównał
Schodząc na przerwę gospodarze mogli pluć sobie w brodę, że włożony wysiłek nie dał więcej niż jednego celnego strzału. Wrócili więc z postanowieniem poprawy i w 54. minucie zawyła portowa syrena – Efthymios Koulouris posłał piłkę pod dalszy słupek, już poza zasięgiem Abramowicza. Moment radości zepsuł Pogoni sędzia, odwołując gola po analizie spalonego. A jednak grecki snajper postawił na swoim, gdy parę minut później Przyborek nastrzelił go w polu karnym, przy bezradności bramkarza i próbującego wybić Skrzypczaka.
Jagiellonia znalazła się w bardzo trudnej sytuacji, zbyt rzadko mając piłkę, by odrobić straty. Adrian Siemieniec wprowadził zatem Jose Naranjo i Jarosława Kubickiego, zachęcając swoich podopiecznych do częstszych akcji ofensywnych.
Białostoczanie potencjał w tym względzie mają ogromny i wkrótce proporcje w grze zmieniły się na ich korzyść, a i wynik długo nie pozostał bez zmian. Co prawda naznaczone niedokładnością, ale ataki dały efekt w 80. minucie, gdy piłka wycofana do Bartłomieja Wdowika trafiła na wewnętrzną część jego buta i stamtąd poszybowała między Portowcami – w tym zamurowanym Cojocaru – do bramki.
Osiągnięcie oczekiwanego wyrównania przez Jagę ponownie uruchomiło gospodarzy, którzy w ostatnich minutach bardzo aktywnie próbowali uniknąć dogrywki. Zwieńczeniem wysiłków okazał się strzał z 95. minuty, który dobrze oddawał występ Kamila Grosickiego – dochodzącego do sytuacji i szukającego dobrych rozwiązań, ale nieskutecznego przy ostatnim dotknięciu piłki. Posłał ją wysoko nad bramką, nie pierwszy raz.
Decydujący cios Pogoni w dogrywce
Portowcy nie zamierzali jednak zwieszać głów tylko dlatego, że muszą walczyć dłużej. Z dogrywkami są przecież obyci i to Jagiellonia musiała wzmóc czujność. A że z zadania się nie wywiązali, to w 97. minucie pop rzucie wolnym skarcił ich główką Fredrik Ulvestad. Pomimo otwartej i ofensywnej gry był to jedyny gol przed zmianą stron w dogrywce.
Przy rosnącym zmęczeniu obie drużyny były podatne na błędy, ale tylko jedna z nich grała z nożem na gardle. Jagiellonia o mały włos od tego noża nie zginęła, gdy fatalny błąd w defensywie po 111 minutach o mały włos nie doprowadził do gola Koulourisa na 3:1. Szczecinianie skupiali się na destrukcji i zatrzymywaniu gry, by nie dopuścić sfrustrowanych przyjezdnych do dojścia pod bramkę. Cel osiągnięty, Pogoń idzie po pierwsze trofeum!