Dublet Lewandowskiego ratuje honor Barcelony, ale ten mecz nie odbudowuje zaufania
Od aż sześciu meczów (siedmiu tygodni) – czyli najdłużej od ponad dekady – Robert Lewandowski nie zaliczył trafienia w barwach swojej drużyny. Brak bramek spowodował kolejną falę krytyki w hiszpańskich mediach, zwłaszcza w kontekście niedawnych bolesnych porażek z Realem i Shachtarem.
Okres bez gola skończył się na szczęście w niedzielne popołudnie. W 52. minucie spotkania 13. kolejki LaLigi polski napastnik wyskoczył idealnie do piłki posłanej w pole karne z prawego skrzydła przez Julesa Kounde. Posłał piłkę głową pod dalszy słupek bramki Antonio Sivery, nie dając bramkarzowi możliwości obrony.
"Rychło w czas" – chciałoby się powiedzieć. W meczu Barcelony z Deportivo Alaves przebieg gry był szokujący dosłownie od pierwszych podań. Po zaledwie 18 sekundach beniaminek LaLigi prowadził 1:0 po bramce Samuela Omorodiona, a napastnik z Melilli miał do przerwy jeszcze dwie doskonałe okazje na podwyższenie, których nie wykorzystał. Samu miał czego żałować, ponieważ jego strzał na 1:0 okazał się ostatecznie jedynym celnym uderzeniem Alaves.
Zgodnie z przewidywaniami, po stracie gola Duma Katalonii momentalnie "usiadła na rywalach", ale z dominacji w grze piłką długo nie wynikało prawie nic, nawet niecelnych prób było niewiele. Tym cenniejsze było przełamanie Lewandowskiego, który zdążył wyrównać stan gry zanim na boisko wbiegli z nowymi siłami Raphinha, Balde i Ferran Torres.
Niedługo po zdobyciu pierwszej bramki Polak zobaczył żółtą kartkę, ale - na szczęście - to nie było jego ostatnie słowo. Lewandowski podszedł również do wykonania rzutu karnego w 77. minucie. Nie pomylił się i na mniej niż kwadrans przed końcem spotkania Barcelona po raz pierwszy miała w rękach komplet punktów.
Ponieważ kontrola nad przebiegiem gry była już niezaprzeczalnie po stronie gospodarzy, nie wypuścili z rąk zwycięstwa. Wygrana niewątpliwie cieszy, pozwala utrzymać dystans dwóch punktów do Realu i czterech do Girony. Należy się jednak spodziewać, że podopieczni Xaviego wysłuchają na swój sposób sporo gorzkich słów, ponieważ było znacznie bliżej blamażu niż powinna dopuszczać ekipa mistrza Hiszpanii.