Girona wychodzi z cienia wielkiego katalońskiego rywala i prowadzi w La Liga
Zespół prowadzony obecnie przez 48-letniego trenera Miguela Sancheza, znanego jako Michel, nie ma w dorobku żadnego spektakularnego triumfu. Udało mu się kilka razy zająć pierwsze miejsca w tabelach niższych lig oraz zdobyć mało prestiżowy Superpuchar Katalonii (mecz o to trofeum odbył się cztery razy w historii, ostatnio w 2019 roku).
W przypadku Barcelony sukcesów nie trzeba doszukiwać się "na siłę" - 27 tytułów mistrza Hiszpanii, 31 zdobytych Pucharów Hiszpanii, pięć triumfów w Lidze Mistrzów, trzy w klubowych mistrzostwach świata... i tak dalej. Nawet wspomniany Superpuchar Katalonii Blaugrana zgarnęła dwukrotnie.
Samo miasto Girona, w którym mieszka około stu tysięcy osób, długo nie mogło konkurować z Barceloną również pod względem popularności turystycznej, choć w ostatnich latach trochę się w tej kwestii zmieniło. To w dużej mierze za sprawą bijącego rekordy oglądalności serialu "Gra o tron". Girońska katedra i jej okolice stały się rozpoznawalne wśród fanów tej produkcji, bo to tam nakręcono m.in. sceny związane z Wielkim Septem Baelora.
Nie trzeba było długo czekać, aby pojawiły się oferty wycieczek "szlakiem Gry o tron", które pozwalają zwiedzić, oprócz katedry, także inne miejsca związane z serialem: opactwo Sant Pere de Galligants, łaźnię arabską czy znajdującą się na starym mieście uliczkę Carrer de la Forca.
Pod względem piłkarskim Girona zaczęła wyróżniać się dopiero w tym sezonie. Pod koniec września, w siódmej kolejce, podopieczni Michela pokonali na wyjeździe Villarreal 2:1 i objęli prowadzenie w tabeli hiszpańskiej ekstraklasy po raz pierwszy w historii klubu.
Wtedy była to raczej ciekawostka niż sensacja, bo po pierwsze był to dość wczesny etap sezonu, po drugie Girona miała za sobą mecze głównie ze słabymi, przeciętnymi lub pogrążonymi w kryzysie rywalami, a po trzecie kilka dni później przegrała u siebie z Realem Madryt 0:3 i szybko opuściła pierwszą pozycję.
Tyle że "Blanquivermells" - czyli znajomo brzmiący w Polsce "biało-czerwoni" - wygrali kolejne cztery spotkania ligowe i powrócili na szczyt, wykorzystując potknięcie prowadzącego do tego momentu Realu z Rayo Vallecano (0:0). Mieli wówczas najwięcej punktów (31) i najwięcej strzelonych goli (29) spośród wszystkich zespołów w lidze.
Wtedy zainteresowanie Gironą było już trochę większe, nawet wśród międzynarodowych mediów, być może pomnych historii tyleż słynnego co sensacyjnego triumfu Leicester City w Premier League w sezonie 2015/16. Tamtej jesieni mało kto traktował Lisy poważnie, a kilka miesięcy później portugalski trener Chelsea Jose Mourinho musiał "odszczekiwać" własne słowa, były reprezentant Anglii Gary Lineker prowadził program w telewizji BBC w samej bieliźnie, a pewien szczęśliwiec zgarnął kilkadziesiąt tysięcy za postawione 50 funtów u bukmachera...
"Michel zmienił Gironę w sensację hiszpańskiej ligi" - pisała agencja AP krótko po tym, jak zespół z Katalonii objął prowadzenie w tabeli po raz drugi.
Agencja EFE opublikowała z kolei analizę, w której wyszczególniła kluczowe elementy sukcesu drużyny. Na pierwszym miejscu wymieniono trenera. Michel prowadzi tę ekipę od początku sezonu 2021/22, gdy występowała na zapleczu ekstraklasy. Po 12 kolejkach była w strefie spadkowej, ale mimo presji kierownictwo klubu nie zdecydowało się na zmianę szkoleniowca.
Ten odwdzięczył się jeszcze w tym samym sezonie, zajmując ostatecznie szóste miejsce w tabeli, a następnie triumfując w dwustopniowych barażach o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej.
W rozgrywkach 2022/23 Girona zajęła 10 miejsce z pewną, dziewięciopunktową przewagą nad strefą spadkową, utrzymując się bez kłopotów w elicie, w której wcześniej grała tylko dwa lata.
"Michel co tydzień powtarzał, że jego celem jest utrzymanie się w ekstraklasie, ale teraz nawet on przyznał, że można marzyć nawet o czwartym miejscu" - napisała EFE po powrocie Girony na fotel lidera.
Szkoleniowiec wypowiadał się w podobnym tonie w sobotę, gdy jego podopieczni pokonali na wyjeździe Rayo Vallecano 2:1 i pozostali na pozycji lidera.
"Wygląda na to, że utrzymanie w lidze mamy już zapewnione. Teraz możemy śnić o najwyższych celach. Prowadzenie w tabeli jest zasłużone. Naszym celem było zapewnienie sobie gry w elicie w trzecim sezonie z rzędu, a teraz nie jest wykluczone, że będziemy walczyć o awans do europejskich pucharów" - mówił po spotkaniu w Madrycie.
Jedną z wyróżniających cech Girony jest charakter drużyny. Z Rayo Vallecano przegrywała 0:1, ale i tak sięgnęła po trzy punkty. Taka sytuacja zdarzyła się katalońskiej ekipie już po raz piąty w tym sezonie. Odrobiła też stratę w 1. kolejce przeciwko Realowi Sociedad (1:1). Ta sztuka nie udała się jedynie w meczu z Realem Madryt.
Co ciekawe, za każdym razem, gdy Girona odrabiała straty, przynajmniej jedną z bramek (w czterech przypadkach - tę wyrównującą) zdobywał Artem Dowbyk - i tak było też tym razem. Ukrainiec, najdroższy piłkarz w historii klubu (7,75 mln euro zapłacone Dnipro-1), jest najlepszym strzelcem swojego zespołu z siedmioma golami oraz czterema asystami.
"Od trzech lat trenujemy w prawie niezmienionym składzie: Stuani, Juanpe, Borja i Bernardo napędzają szatnię i mogą nas doprowadzić do czegoś historycznego. To aż nieprzyzwoite, czego dokonuje ta drużyna" - cieszył się Michel.
Dobrym wyznacznikiem sukcesu Girony są wyliczenia portalu transfermarkt.de, według którego w połowie września wartość całej drużyny wynosiła 125,6 mln euro, a obecnie wzrosła do 161,1 mln. To "skok" o ponad 28 procent - najwięcej ze wszystkich ekip hiszpańskiej ekstraklasy.
Prezes klubu Delfi Geli apelował, aby nie popadać w przesadny optymizm.
"Trzeba zachować spokój. Zespół będzie przegrywał mecze, ale będzie też wiele wygrywał, bo ma odpowiednie środki i jakość. Nie wolno nam teraz popełnić błędu. Zmieniły się cele na ten sezon, ale to nie może wpłynąć na nasz sposób gry, trenowania, pracy" - przestrzegł.
Girona zdobyła dotychczas 34 punkty w 13 kolejkach. W ekstraklasie nigdy nie wywalczyła więcej niż 51 w ciągu całego sezonu, tj. w 38 spotkaniach.