Koniec zwycięskiej serii Barcelony, Osasuna deklasuje Dumę Katalonii
Niepokonana w lidze Barcelona przyjechała w sobotę do niepokonanej na Estadio El Sadar Osasuny co prawda z Lewandowskim na szpicy, ale w nieco przemodelowanym składzie, by odciążyć kilku zawodników potrzebnych w pucharach. W Pampelunie trybuny słyną z przytłaczającej atmosfery, jednak o przytłoczenie liderów LaLigi zadbali przede wszystkim piłkarze gospodarzy.
Sprawdź szczegóły meczu Osasuna - Barcelona
Mocny start Osasuny bez odpowiedniej reakcji
Od pierwszych minut to Osasuna dyktowała warunki, a próby spokojnego rozegrania kilku podań przez liderów tabeli szybko były niweczone odbiorami. Nieustanne doskoki do barcelończyków kończyły się szybkim przenoszeniem gry w okolice bramki Inakiego Peny, który po niewiele ponad kwadransie musiał już wyjmować piłkę z siatki. Długa wrzutka od Bryana Zaragozy spod lewego narożnika skończyła na głowie Ante Budimira, który bez problemu otworzył wynik.
Jak skołowani, piłkarze Barcy byli o tempo wolniejsi, wciąż o krok za gospodarzami, których niósł entuzjazm i rosnąca wrzawa na El Sadar. Ta stała się jeszcze głośniejsza po 10 kolejnych minutach. Gdy Ibanez w kontrowersyjnych okolicznościach pozbawił piłki Pau Victora, natychmiast posłał ją do Zaragozy, a ten fenomenalnie położył bramkarza Blaugrany i umieścił piłkę w pustej bramce.
Gospodarze podali tlen, ale to było za mało
Nie tylko wynik był zaskakujący, ale również nieprzygotowanie Dumy Katalonii na styl i intensywność prezentowane przez gospodarzy. Robert Lewandowski może nawet częściej schodził i walczył o piłkę niż zajmował się szukaniem okazji do strzału. Po zejściu do szatni wiadomo było, że Hansi Flick musi bardzo wiele zmienić. I choć Barcelona wróciła wciąż nieco zbyt statyczna, to zdeterminowana, by poprawić się ofensywnie.
W 51. minucie swoją pierwszą dobrą okazję miał Lewandowski, gdy wykonywał rzut wolny i bezpośrednim uderzeniem posłał piłkę nieco nad poprzeczką. Chwilę później strzelał już celnie, ale Herrera z wypiętą piersią cieszył się z zatrzymania piłki. Tyle że wrzucając futbolówkę z powrotem na boisko oddał ją rywalom i przy próbie powrotu na linię nie zatrzymał uderzenia Pau Victora.
Był już kontakt, ale Duma Katalonii nie wypracowała go sama. Flick posłał więc w bój Yamala i Raphinhę. Mało widoczny wcześniej Ferran Torres błysnął atakiem w 66. minucie – zatrzymany przez Herrerę – a na 20 minut przed końcem zdjął z boiska Lewandowskiego, za którego wszedł Casado. Osasuna nie pozwoliła jednak na nabranie rozpędu przez przyjezdnych i wznowiła swoje szybkie ataki, co dało efekt. W 71. minucie Sergi Dominguez faulował Budimira przed bramką i karny dał Chorwatowi drugie trafienie. Pena odczytał kierunek, ale o zatrzymaniu strzału nie było mowy.
Barcelona stanęła, a miejscowi dostali dodatkowy zastrzyk adrenaliny i szukali czwartego gola. Znaleźli, w dodatku w okolicznościach obrazujących różnicę klas. Na 5 minut przed końcem Lamine Yamal dał się banalnie oszukać Ablowi Bretonesowi, który przejął piłkę i następnym kontaktem władował ją w bramce zza pola karnego. Młody reprezentant Hiszpanii zareagował na straconego gola jakby chciał się personalnie zrehabilitować i na minutę przed końcem regulaminowego czasu z podobnego miejsca zmniejszył deficyt ponownie do dwóch goli.
Przy wyniku 4:2 El Sadar świętowało jednak niezmiennie i miało ku temu powody. Jeszcze słupek Ferrana w 96. minucie, jeszcze niecelny strzał Raphiny, ale wszystko to w rytm fiesty na trybunach. Po raz pierwszy od 12 lat Osasuna wygrywa z Barceloną, a więcej niż jedną bramką po raz pierwszy od 23 lat!