Lewandowski show w Madrycie! Polak decydujący w triumfie Barcelony
Niedzielny finał 29. kolejki LaLigi rozgrywał się między niedawnymi sąsiadami w tabeli i jednocześnie zespołami, które pozostają w grze w Lidze Mistrzów. Choć to Barcelona wygrywała cztery ostatnie starcia z Atletico, madrytczycy byli bardzo zmotywowani do walki o komplet punktów.
Sprawdź komplet statystyk meczu Atletico-Barcelona
Barca wyczekała na odpowiedni moment
Po pierwsze, właśnie Athletic zepchnął ich na piąte miejsce. Po drugie, Blaugrana mimo niezłych ostatnio wyników ma prawdziwy szpital w kadrze, straciwszy tuż przed meczem piątego Joao Cancelo, który często jest decydujący dla płynności gry. Jest i po trzecie: miejscowi wzięli na celownik Joao Felixa, który wrócił do Madrytu we wrogich barwach.
Gwizdy kibiców w kierunku Felixa były najmniejszym z problemów Barcy, gdy Atletico ruszyło z aktywnym pressingiem i uniemożliwiało przeniesienie walki na swoją połowę. Z kolei na połowie Katalończyków Colchoneros grali zuchwale, co mogło przynieść efekty już w 7. minucie. Skuteczny pressing De Paula umożliwił mu dogranie do Barriosa, a ten uderzał efektownie, posyłając piłkę w bandy reklamowe tuż obok słupka.
Takich okazji było niewiele, za to były wyłącznie pod bramką Ter Stegena. W 22. minucie Alvaro Morata próbował strzału krótko po ziemi, tym razem mijając drugi słupek po zewnętrznej. Barcelonie wywalczenie choćby rzutu rożnego zajęło pół godziny, a Witsel poradził sobie z wybiciem wrzutki bez problemu. Dopiero w 35. minucie Oblak miał się czego bać, gdy Lewandowski świetnie przerzucił piłkę do Raphinhy na dalszym słupku. Niekryty Brazylijczyk chybił głową, ale chwilę później Polak miał już swoją asystę! Tym razem dogrywał po ziemi, a gola precyzyjnym trąceniem strzelił ten, którego najbardziej nie chcieli widzieć: Joao Felix.
Nieoczekiwanie (?) kolejnych emocji dostarczył Xavi, który w parę minut zarobił dwie żółte kartki i trener Barcelony wyleciał spod linii bocznej. Gospodarze chcieli wyrównać przed przerwą, ale Llorente został obezwładniony przez Cubarsiego, a Morata huknął nad poprzeczką.
Przed przerwą asysta, po powrocie gol i kolejna!
Cokolwiek planował po przerwie Diego Simeone, szybko trzeba było korygować. Tuż po powrocie kosztowna strata na własnej połowie skończyła się celnym podaniem Raphinhy do Lewandowskiego, który wyrzucił się z piłką poza światło bramki, ale upadając posłał futbolówkę perfekcyjnie pod dalszy słupek, przy kompletnie bezradnym Oblaku!
Atleti ruszyli jak wściekli odrabiać straty, ale Ter Stegen stał w bramce jak mur, seryjnie broniąc strzałów – w końcu celnych. Mecz wszedł na najwyższe obroty i nawet zejście Raphinhy nie osłabiło apetytu Blaugrany na kolejne bramki. Gdy w 63. minucie Lewandowski źle uderzył w sytuacji sam na sam, nie podłamał się i chwilę później wrócił pod bramkę Oblaka, tym razem jako asystent przy golu Fermina Lopeza!
Simeone był bezradny – wpuścił Griezmanna, Memphisa, Correę, Koke i Saula, a miejscowi tylko zbierali ciosy. Gdy spiker podawał oficjalną frekwencję, część miejsc już zaczynała się opróżniać! Każda mijająca minuta pokazywała odpływ energii Atletico i niezmiennie wysoki poziom adrenaliny Barcelony, która kontrolowała grę przez prawie cały czas. A nawet w chwili próby pękali gospodarze – Saul w 85. minucie był winny kolegom gola na przedłużenie nadziei, ale przestrzelił.
Ze strzelców bramek tylko Robert Lewandowski pozostał na boisku do końca, wzmocniony pomocą wypoczętych zmienników z prawej i lewej strony. W doliczonym czasie gry jeszcze Vitor Roque był faulowany sam na sam i sędzia przerwał grę nim piłka wtoczyła się do siatki. Czerwień dla Nahuela Moliny, a Barcelona miała szansę domknąć mecz. Gundogan wystawił Lewemu piłkę, ale strzał minimalnie chybił celu po rykoszecie!