Lewandowski z golem i asystą, Barcelona zmasakrowała Valladolid
Trzy zwycięstwa z rzędu to wymarzony start dla Blaugrany pod wodzą Hansiego Flicka, choć obraz tych meczów był daleki od ideału. W sobotę zadanie wydawało się prostsze: na swojej ziemi Barcelona podejmowała skazywanego na pożarcie beniaminka, Real Valladolid.
Sprawdź szczegóły meczu Barcelona - Valladolid
Pierwsza połowa jak marzenie
Dotąd pierwsze połowy zawodników Hansiego Flicka były przeciętne, mówiąc delikatnie, dlatego tym milsze dla oka były szybkie akcje gospodarzy od początku sobotniego pojedynku. Już w pierwszych minutach Robert Lewandowski dostał piłkę i próbował uderzać z bardzo ostrego kąta. Nie wstrzelił się, ale futbolówka dotarła do Daniego Olmo, a ten dobijał w słupek. Poprawił się jednak przy pierwszej możliwej okazji – w 10. minucie pokonał Karla Heina… tyle że był na spalonym.
Jeszcze przed upływem kwadransa Lewandowski oddał kolejny strzał, tym razem płasko po ziemi, jednak piłka poleciała miękko w rękawice Heina. Impas utrzymywał się do 20. minuty, gdy Pau Cubarsi dostrzegł Raphinhę gotowego wyjść przed obrońców. Wrzucił mu piłkę, Brazylijczyk przyjął klatką piersiową i wypuszczoną przed siebie piłkę trącił lekko, by wcisnąć ją pod interweniującym Heinem.
Jeszcze lepszym okiem od Cubarsiego wykazał się w 24. minucie Lamine Yamal, który z połowy posłał wysoką piłkę do Lewandowskiego przed bramką, a takiego prezentu Polak nie zmarnował, zdobywając czwartą bramkę w sezonie! Rywale sugerowali spalonego, ale wyczekał ich doskonale.
Duma Katalonii miała absolutną kontrolę nad grą i poza paroma próbami kontry beniaminek nie miał nic. Gospodarze zaś szukali kolejnych goli przez cały czas. W ostatnie pięć minut widzów wprowadził strzał Daniego Olmo w ten sam słupek, później bezpośrednio z wolnego próbował Lewandowski (mur wybił), a ostatnim akcentem było rozegranie wolnego, po którym upadający w polu karnym Jules Kounde zdołał strzelić w samo okienko na 3:0!
A druga połowa jeszcze lepsza!
Jak zeszli z boiska nienasyceni piłkarze Barcelony, tak wrócili. Tylko w pierwszych minutach drugiej części parokrotnie próbował Olmo, a Raphinha tym razem nie wcisnął piłki pod interweniującym udem Heinem. Gdy minęło 10 minut od wznowienia, Lewandowski huknął w słupek. Polski napastnik chwilę później znalazł się w kleszczach w polu karnym, ale instynktownie wstał i przytomnie asystował Raphinhy przy czwartym golu!
Na tym koniec? W żadnym razie. Gdy tylko piłkarze Valladolidu spróbowali się odgryźć i wywalczyli rzut rożny, gospodarze natychmiast przejęli piłkę i ruszyli z kontrą, w której finale Lamine Yamal odegrał do Raphinhy, a ten między nogami bramkarza władował piłkę za linię na 18 minut przed końcem. W tak komfortowej sytuacji Hansi Flick dał odpocząć Robertowi Lewandowskiemu, za którego wbiegł Ferran Torres.
Kompletnie bezradni Pucelanos uciekali się do fauli, ale i one nie były w stanie zatrzymać rozpędzonej barcelońskiej armady. Świadomy nadchodzącej zmiany Dani Almo przechwycił piłkę od Raphinhy przed bramką, podprowadził ją pod pole bramkowe i z bardzo ostrego kąta wpakował przy dalszym słupku.
Olmo mógł zejść z uśmiechem, by moment później wyskoczyć do góry z radości już na ławce rezerwowych. To ponownie Raphinha z lewego skrzydła dogrywał w pole karne, a tam Ferran przeciął lot piłki i po rękawicy Heina zmieścił w bramce na 7:0! Nawet z takim wynikiem do końca doliczonego czasu Blaugrana napierała, a ich siedem goli z 10 celnych strzałów musi robić ogromne wrażenie.