Simeone znów bez wygranej. Barcelona pokonuje Atletico Madryt i zbliża się do mistrzostwa
Kibice jeszcze nie zdążyli się wygodnie rozsiąść na krzesełkach stadionu Camp Nou, kiedy Antoine Griezmann był bliski otwarcia wyniku spotkania. Francuz przyjął opadające podanie skierowane przed pole karne gospodarzy i oddał mocny strzał, po którym piłka trafiła w poprzeczkę i wróciła na boisko. Marc-Andre ter Stegen byłby bez szans.
Ta sytuacja podziałała na piłkarzy Barcelony pobudzająco, gdyż to oni przejęli inicjatywę w kolejnych minutach spotkania. Początkowo ciężko im było jednak sforsować dobrze zorganizowaną obronę drużyny prowadzonej przez Diego Simeone.
W 10. minucie spotkania na stadionie można było usłyszeć głośne okrzyki na cześć Leo Messiego. Fani Dumy Katalonii mają bowiem wielkie nadzieje, że plotki o powrocie Argentyńczyka do klubu okażą się prawdą.
W 17. minucie z doskonałej strony pokazał się Robert Lewandowski. Kapitan reprezentacji Polski przeprowadził indywidualny rajd, w którym wymanewrował obrońców Atletico i uderzył na bramkę Jana Oblaka. Piłka została zablokowana przez obrońcę, ale trafiła pod nogi Ferrana Torresa, który jednak również został powstrzymany przez rywali.
W 34. minucie lewą stroną boiska popędził Yannick Carassco, po czym wycofał piłkę w pole karne do Angela Correi. Pomocnik przyjął piłkę, ale natychmiast dopadł do niej Griezmann, który strzelił mocno blisko lewego słupka bramki. W tej sytuacji Ter Stegen znów zachował jednak czujność i uchronił swój zespół przed utratą gola.
Podopieczni Xaviego także szukali swoich okazji i jeszcze przed przerwą włączyli wyższy bieg. To się opłaciło, bowiem dosłownie minutę przed końcem pierwszej połowy zdobyli - jak się okazało - jedyną bramkę w tym meczu. Dokładne podanie na prawe skrzydło otrzymał Raphinha. Brazylijczyk świetnie wypatrzył Torresa, który precyzyjnym uderzeniem sprzed pola karnego umieścił piłkę w siatce.
Mnóstwo szans, mało dokładności
Druga odsłona spotkania rozpoczęła się od groźnych uderzeń Lewandowskiego i Torresa. W obu przypadkach kunsztem ponownie popisał się słoweński bramkarz.
W kolejnej fazie meczu gracze Barcy byli stroną dominującą, ale wciąż brakowało im precyzji przy wykończeniu. W 61. minucie na boisku pojawił się witany głośnymi brawami Pedri. 20-latek chwilę później także miał szansę na podwyższenie prowadzenia, jednak i jego strzał okazał się minimalnie niecelny.
Po drugiej stronie boiska okazje do wyrównania zmarnowali z kolei Carrasco oraz Alvaro Morata. W tym momencie spotkanie zdecydowanie nabrało większego tempa, co pobudziło nieco rozleniwionych niedzielnym słońcem kibiców do gorącego dopingu.
W 72. minucie przed dogodną szansą stanął Raphinha, ale nie trafił czysto w piłkę, dzięki czemu Oblak nie miał problemów z obroną jego strzału. Po chwili świetnym technicznym uderzeniem popisał się Griezmann, jednak i Ter Stegen zachował pełną koncentrację.
Dosłownie kilkadziesiąt sekund później ogromny błąd obrońców Los Colchoneros sprawił, że w sytuacji sam na sam z bramkarzem znalazł się Lewandowski. Napastnik posłał płaski strzał obok wychodzącego z bramki golkipera, ale zrobił do niecelnie. Ogromne pretensje do Polaka miał Raphinha, który czekał na podanie mając przed sobą pustą bramkę.
Końcówka spotkania była dość nerwowa i chaotyczna. Sędzia Jose Maria Sanchez Martinez co chwilę musiał interweniować i uspokajać piłkarzy oraz trenerów. Od 80. minuty "rozdał" aż osiem żółtych kartek. Otrzymali je m.in. Stefan Savic, Pablo Barrios, Morata, Gavi czy Saul.
Wynik nie uległ już jednak zmianie, dlatego gracze FC Barcelony mogli cieszyć się z cennych trzech punktów. Po tym spotkaniu ich droga do zwycięstwa w LaLiga jest już naprawdę prosta. Z kolei Atletico wciąż traci pięć punktów do lokalnego rywala, Realu Madryt i musi uważać, by nie stracić miejsca premiowanego grą w europejskich pucharach.