Vini show w meczu z Osasuną. Słodko-gorzkie zwycięstwo Realu
Real po kilku słabszych występach chciał się wziąć od razu do pracy i pokazać swoim kibicom, że porażki były tylko wypadkami przy pracy, a nie żadnym kryzysem. W efekcie już po pierwszym kwadransie mieliśmy siedem rzutów rożnych dla Królewskich, jednak głęboko schowana za podwójną gardą Osasuna nie popełniała błędów i szanowała punkt, który miała przy bezbramkowym remisie na boisku mistrza kraju.
Podopieczni Carlo Ancelottiego bili więc głową w mur, a środkową część pierwszej połowy zdominowały niestety fatalne obrazki związane z kolejnymi kontuzjami w madryckiej ekipie. Najpierw w 20. minucie na murawie położył się Rodrygo, który złapał się za udo, co od razu pokazywało, że ma on problem mięśniowy. Na boisko wszedł za niego Brahim Diaz, a Brazylijczyk siedział na ławce z nogą obłożoną lodem.
Zdecydowanie gorsza sytuacja miała jednak miejsce dziesięć minut później. Przy jednym ze stałych fragmentów gry w polu karnym gości upadł Eder Militao, po czym momentalnie zaczął krzyczeć z bólu i złapał się za kolano. Kibicom mogły się więc przypomnieć okropne sceny związane z kontuzją Daniego Carvajala, który nie mógł wytrzymać z bólu przed kilkoma tygodniami i u którego stwierdzono zerwanie więzadeł. Militao przez tę kontuzją opuścił niemal cały poprzedni sezon, a dzisiaj nie mógł opuścić boiska o własnych siłach, więc nie wyglądało to dobrze...
O dziwo jednak po dwóch kontuzjach i wielu przerwach w meczu, Real pod koniec pierwszej połowy zaczął zdecydowanie lepiej prezentować się w ofensywie. Najpierw w 34. minucie Vinicius Junior wykorzystał niefrasobliwość obrońców Osasuny i w swoim stylu w polu karnym ściął z lewego skrzydła do środka i pokonał bramkarza, a osiem minut później kapitalne podanie do Jude'a Bellinghama posłał Raul Asencio, który wszedł za Militao, czym zaliczył debiut w pierwszej drużynie Królewskich. Anglik wyszedł sam na sam z Sergio Herrerą i spokojnym lobem wyprowadził Real na prowadzenie 2:0.
Na starcie drugiej połowy mieliśmy jednak przypomnienie o pladze kontuzji w Madrycie. Na drugą połowę nie wyszedł bowiem Lucas Vasquez, który już przed przerwą wykazywał oznaki urazu. Po 45 minutach zastąpił go Luka Modrić.
W dalszej części spotkania o nastroje swoich kibiców zadbał Vinicius, który robił wszystko, by nie zamartwiali się oni kontuzjami w zespole, a mogli cieszyć swoje oczy kolejnymi bramkami. Drugie swoje trafienie dzisiejszego popołudnia Brazylijczyk zawdzięcza Andrijowi Łuninowi. Ukraiński bramkarz złapał dośrodkowanie z rzutu rożnego, który wykonywali gracze Osasuny, a następnie szybko wypuścił w bój Viniciusa, który wygrał sprint do piłki z obrońcą, a potem już tylko wbiegł w pole karne, minął bramkarza i wpuścił piłkę do pustej bramki.
Kilka chwil później Vinicius mógł cieszyć się już z hat-tricka. Tym razem podziękowania gwiazdor Realu mógł złożyć Flavienowi Boyomo, który kompletnie pomylił się wręcz we własnym polu bramkowym, stracił futbolówkę, przejął ją Brahim Diaz, dograł do Viniciusa, a ten zaliczył kolejne dość łatwe trafienie.
Real wrócił więc do dobrych wyników, bo za taki trzeba uznać rozbicie Osasuny 4:0. Kibice Królewskich nie mogą być jednak w pełni szczęśliwi, bo stracili kolejnych kilku zawodników, w tym być może Militao na wiele miesięcy. Warto też w rubryce minusów wpisać nazwisko Kyliana Mbappe. Francuz spędził na boisku pełne 90 minut, ale nie czuł rytmu gry i mimo aż czterech bramek swojego zespołu nie brał udziału przy zdobyciu żadnej z nich.