Brighton na pierwszym miejscu po zwycięstwie nad Marsylią w końcówce spotkania
Gospodarze zaczęli zdecydowanie, szukając szybkiego gola. Simon Adingra jako pierwszy oddał celny strzał w meczu, ale była to próba, o której szybko zapomni, ponieważ trafił prosto w bramkarza Pau Lópeza. Od początku istniało jednak poczucie, że uda się złamać gości. Na drugim końcu boiska Marsylia trafiła jednak w poprzeczkę bramki Jasona Steele'a po kwadransie.
Dłuższymi fragmentami ruch w pierwszej połowie był jednokierunkowy, na bramkę francuskich gości. Adingra stanowił ciągłe zagrożenie wraz z João Pedro, który strzelił bramkę otwierającą mecz w swoich poprzednich dwóch występach w Europie. Widać było, że był zdeterminowany, aby przedłużyć serię, ale jednocześnie był dobrze monitorowany przez cały czas.
Najbardziej prawdopodobnym zagrożeniem dla bramki Brighton okazał się Clauss, któremu prawie udało się znaleźć przed bramką kolegę pięknym podaniem w pole. Przerwa nie wpłynęła na zwolnienie tempa, widzowie na Amex Stadium oglądali dalszą wymianę ciosów między obiema drużynami.
Kaoru Mitoma udowodnił, że ma coraz większy wpływ na grę i krótko przed upływem godziny gry, po imponującym solowym rajdzie, podał do Adingry, który miał fantastyczną okazję, ale strzelił obok bramki. Następnie Marsylia przeniosła piłkę na drugą stronę, gdzie Amine Harit strzelił nisko w kierunku bramki Brighton, a piłka obiła słupek.
Po godzinie gry, gdy nikt nie był w stanie zamienić okazji na gola, trener Brighton De Zerbi wprowadził Evana Fergusona w miejsce temperamentnego, ale marnotrawnego Adingry. Choć poderwało to widownię na nogi, Marsylia nadal odpierała słabe próby Brighton.
Jednak gospodarze w końcu przełamali impas, gdy na trzy minuty przed końcem regulaminowego czasu gry Pascal Gross zagrał szybką piłkę do João Pedro, a ten kopnął piłkę w lewy górny róg, wywołując na trybunach świętowanie. Trwało ono zresztą jeszcze długo po końcowym gwizdku, ponieważ złota era Brighton trwała nadal.