Mistrz Polski tłem dla Ajaxu, Jagiellonia dostała kolejną lekcję futbolu
Mistrzowie Polski byli dla Ajaxu na tyle egzotycznym rywalem, że holenderskie media seryjnie myliły nazwę Jagiellonii czy nazwisko trenera Siemieńca. Z kolei na Podlasiu przyjazd Ajaxu Amsterdam to wydarzenie epokowe, bilety rozeszły się co do sztuki i wszyscy liczyli, że powtórzą się tylko te lepsze momenty oglądane w rywalizacji z Bodo/Glimt.
Sprawdź kompelt statystyk meczu Jagiellonia - Ajax
Piękny początek i szybka reakcja Ajaxu
Jakby chcąc spełnić marzenia prawie 20 tysięcy kibiców, Duma Podlasia rozpoczęła mecz co najmniej nieźle i Amine Diaby-Fadiga szukał otwarcia wyniku przy pierwszej sposobności. Co prawda nie znalazł, ale rzut rożny w 5. minucie skończył się nieoczekiwanym prowadzeniem Jagiellonii. Po jego rozegraniu do strzału ze środka pola karnego doszedł Imaz. Remko Pasveer obronił, ale do dobitki głową doskoczył Dieguez i to on otworzył wynik.
Piękny start zmusił rywali do wrzucenia wyższego biegu, a z nazwiskami pokroju Hato, Berghuisa czy Akpoma nie było wątpliwości – Ajax miał kim zagrozić. Już w 10. minucie potwierdził to wspomniany Chuba Akpom, którego w linii obrońców wypatrzył Berghuis. Anglik doszedł do strzału, a Abramowicz nie zdołał go zatrzymać.
Godenzonen z Holandii nie zamierzali się zatrzymać, a biorąc pod uwagę ich przytłaczającą przewagę w grze piłką, defensywa Jagi była wystawiona na potężne próby. Gdy w 27. minucie Rensch wrzucił piłkę przed bramkę dosłownie z linii końcowej boiska, Mika Godts doskoczył do niej na dalszym słupku i z mniej niż metra skierował głową do bramki. Ten sam Godts szukał swojego kolejnego gola aż do przerwy, w 37. minucie świetnie zatrzymał go Abramowicz.
Karny stracony, ale i karny obroniony
Było nad czym myśleć w przerwie i nad czym pracować po powrocie do gry. Niestety, Duma Podlasia wróciła bardziej anonimowa niż liczyli kibice, walcząc o niedopuszczenie rywali pod bramkę chwilami aż zbyt desperacko. Ta sztuka udała się tylko przez kwadrans. Później Abramowicz kolejną interwencję kończył wybiciem przed siebie, a na to czekał czujny Akpom i podwyższył na 3:1.
To nie był jeszcze koniec nieszczęść mistrzów Polski, którzy wkrótce musieli zmierzyć się z bardzo dotkliwą decyzją sędziego. Na niewiele ponad minut przed końcem arbiter wskazał na 11. metr i Akpom skompletował hat-tricka. Dokładnie 10 minut później decyzja sędziego się powtórzyła, gdy Czurlinow przypadkiem potrącił biegnącego rywala. Tym razem stadion odetchnął z ulgą i oklaskiwał Abramowicza, który zgasił piłkę w rękawicach.
Do ostatnich minut Jaga walczyła o kolejnego gola, choćby tylko dla podziękowania kibicom, którzy nie wychodzili ze stadionu i do końca gromko dopingowali. Nie udało się, choć przynajmniej fragmentami widać było najlepsze cechy Jagiellonii. Najpewniej przyjdzie je pokazać w fazie ligowej Ligi Konferencji, choć na – najpewniej – ostatni mecz w Lidze Europy mistrzowie Polski mogą jechać gotowi pokazać się z jak najlepszej strony.