Zderzenie Wisły z Ligą Europy, nawet w dziesiątkę Rapid wywozi wygraną z Krakowa
Pokonanie kosowskiego Llapi było dla Wisły Kraków obowiązkiem, ale już pokonanie Rapidu Wiedeń byłoby absolutną sensacją. Świadomi sytuacji swojej drużyny kibice wykupili wszystkie ponad 30 tysięcy biletów i od pierwszych sekund czwartkowego pojedynku stworzyli tumult, by wesprzeć Białą Gwiazdę.
Prześledź szczegóły meczu Wisła - Rapid w Lidze Europy
Wyrównany chaos i porządkujący gol
Choć zbierany trochę naprędce po wymianie kadrowej, skład Wisły uwzględniał zupełnie nowych zawodników, jak Łukasz Zwoliński czy Rafał Mikulec, którzy debiutowali przed krakowską widownią. Pocieszeniem dla gospodarzy jest fakt, że Rapid również jest w skomplikowanej przebudowie, w dodatku dopiero rozpoczyna sezon, gdy polski zespół ma już trzy mecze o stawkę za sobą. Być może dzięki temu różnica w pierwszych minutach nie wydawała się znacząco. Austriacki zespół cieszył oko wyższą kulturą gry, ale i to pozwoliło tylko na celny strzał Beljo w 4. minucie.
Rapid kolejnych okazji wprawdzie szukał, jednak próby szły częściej w trybuny. Podobną skuteczność mieli wiślacy, choć w tym przypadku cenniejszy był już sam fakt, że udawało się dochodzić do sytuacji. Obie drużyny szukały szybkich przejść po odbiorze, a że obie nie są zbyt zgrane, stosunkowo częste straty pozwalały przenosić akcję spod jednej bramki pod drugą. Gdy w 24. minucie Sukiennicki oddał piętką piłkę wchodzącemu Jarochowi, tego zdążył zatrzymać już tylko Hedl w bramce.
Dopiero pod koniec drugiego kwadrans Rapid zdołał zamknąć Wisłę w jej tercji, a okres ten zwieńczył wyjątkowo groźny strzał Burgstallera, który doskonale zatrzymał Chichkan. W rewanżu serię stałych fragmentów mieli krakowianie, a w 35. minucie Angel Rodado doskonałym dośrodkowaniem obsłużył Zwolińskiego, który nie trafił dobrze w piłkę parę metrów przed bramką. Niestety trafił za to minutę później Isak Jansson, któremu obrońcy zostawili za dużo miejsca.
Czerwona kartka i drugi cios Rapidu
Choć pod obiema bramkami były jeszcze stałe fragmenty, a sędzia doliczył aż cztery minuty, wydawało się, że obie strony dowiozą wynik do przerwy. Wynik owszem, za to Rapid stracił Bendeguza Bollę, który za agresywny faul otrzymał najpierw żółtą, a później czerwoną kartkę. Po powrocie z szatni dosłownie 15 sekund potrzebowała Biała Gwiazda na celny strzał (Rodado), z którym Hedl miał spory problem. Mało tego, w 49. minucie piłka po główce Zwolińskiego huknęła o słupek! Co się mówi o niewykorzystanych sytuacjach? Chwilę później Matthias Seidl z ponad 20 metrów huknął tak, że piłka od obu słupków wpadła do bramki na 2:0.
Apatia i powrót Wisły do walki
Austriak uderzył nie tylko w oba słupki, zdawał się przetrącić kręgosłup Wisły Kraków. Przez dobrych kilka minut gospodarze byli jako oszołomieni, prawie nie dotykając piłki, o odrabianiu strat nie wspominając. Pozytywny impuls był tym bardziej potrzebny na boisku, że ławka rezerwowych Białej Gwiazdy jest bardzo krótka, a wyjściowy skład był tym nominalnie najsilniejszym.
Szarpali do przodu Rodado i Sukiennicki. Ten drugi na kwadrans przed końcem meczu próbował strzału z dystansu, ale piłka wyszła na prawo od bramki. Moment później lewy słupek otarła po uderzeniu głową Rodado. Wciąż nic nie chciało wejść, ale wrócił rytm w grze ofensywnej i to mogło się podobać. Gdy licznik strzałów Białej Gwiazdy przekroczył 15, udało się przełamać impas. Za 16. podejściem Hedla pokonał Marc Carbó, choć gola – po rykoszecie – zapisano Maximilianowi Hofmannowi.
Determinacja krakowian była widoczna do samego końca – jeszcze w 6. minucie doliczonego czasu nad bramką strzelał Angel Baena. Tyle, skończyło się wynikiem 1:2. Trudno mówić o rozczarowaniu, po prostu potencjał nie pozwala na znacząco lepszy wynik z rywalem silniejszym niemal pod każdym względem.