AZ Alkmaar wypunktowane na chłodno w Warszawie, Legia gra dalej!
Legia Warszawa zapewniała, że nie chce wracać do wydarzeń z Alkmaar, ale jej kibice mieli swój plan. Dlatego nie tylko wykupili komplet biletów, nie tylko przygotowali okazałą oprawę z podtekstem, ale też hurtową ilością pirotechniki wymusili opóźnienie ostatniego meczu grupowego Ligi Konferencji o kilka minut. Cel był jeden: zrobić piekło piłkarzom AZ Alkmaar.
Przyjezdni w pucharach są jednak ograni i nie wyglądało na to, by wczesny pokaz siły z trybun robił na nich wrażenie. Od pierwszych minut ruszyli szybko i wysoko, szukając otwarcia wyniku. Nic dziwnego, to oni potrzebowali wywieźć z Warszawy komplet punktów, by nie wypaść z europejskich pucharów.
Cisza i jeden celny cios
I choć trener Runjaić zapewniał, że jego drużyna wyjdzie po zwycięstwo, to przez 20 minut celem było raczej wyjście z własnej połowy. Nie udało się wyprowadzić żadnej groźnej akcji, a moment później Kacper Tobiasz był testowany po raz pierwszy. Wojskowi trwali w (zbyt) statecznej grze przez pół godziny aż w końcu ruszyli.
Paweł Wszołek trochę zgubił się w polu karnym, ale oddał piłkę Josue, ten przerzucił na dalszy słupek, a lot futbolówki przeciął Yuri Ribeiro. Jeden strzał, jeden gol! Portugalczyk był jednym z bardziej zaskakujących zawodników w pierwszym składzie, tymczasem miał nosa wtedy, kiedy to było potrzebne.
Przed przerwą trybuny mogły oszaleć po raz drugi, gdyby Marc Gual wykorzystał doskonałe podanie Wszołka i oddał mocniejszy strzał. Później zostało już tylko dowieźć wynik do przerwy, z czym nie było większego problemu – na więcej niż jeden strzał Legia AZ nie pozwoliła.
Drugi cios zadał Kramer
Trzecia siła Holandii potrzebowała już dwóch goli, więc nie dziwi, że od powrotu na boisko przyjezdni zaczęli szukać wyrównania. Ponownie przedarcie przez defensywę stanowiło poważny problem, ale w 51. minucie serca mogły zabić mocniej, gdy nikomu nie udało się przeciąć bezpańskiej piłki przed bramką Tobiasza.
Poziom trudności dla Holendrów wzrósł dodatkowo chwilę później, gdy kapitan Martins Indi za wejście wyprostowaną nogą w Josue wyleciał z boiska. O dalszych szturmach na bramkę Tobiasza nie było już mowy – każdy atak mógł skończyć się kontrą, która zamknęłaby losy meczu. Gra przenosiła się więc z jednej połowy na drugą, rzadko z próbami finalizacji.
Gdyby Gual i Muci mieli lepszy dzień, Legia mogłaby prowadzić wyżej po mniej niż 20 minutach drugiej odsłony. Obu brakowało czucia piłki i tylko to ratowało AZ przed wyższym wymiarem kary. Szczęście przyjezdnych skończyło się w 81. minucie, gdy piłka posłana z chirurgiczną precyzją przez Josue trafiła idealnie do Blaza Kramera. Słoweniec głową bez najmniejszego problemu pokonał Owusu-Oduro.
To odebrało resztki wiary przyjezdnym – do końca meczu już tylko Legia walczyła o kolejne gole. Więcej ich nie padło, ale awans z drugiego miejsca w grupie pozostał niezagrożony już do końca. Ponieważ w drugim meczu Zrinjski Mostar niespodziewanie zremisował 1:1 z Aston Villą, wicemistrzowie Polski skończyli fazę grupową tylko o punkt za faworytami całych rozgrywek z Anglii.