Legia nie szuka odwetu, ale mecz z AZ Alkmaar będzie napięty
W czwartek o 18:45 odbędzie się mecz Legia-AZ, starcie z podtekstami i wyjątkowo wysoką stawką. Przed zakończeniem fazy grupowej Ligi Konferencji sytuacja stołecznej ekipy jest jednoznaczna: wygrana lub remis dadzą awans z drugiego miejsca w grupie, porażka oznacza eliminację z europejskich rozgrywek na rzecz AZ.
Dla obu zespołów ten mecz ma kluczowe znaczenie sportowe i finansowe. AZ Alkmaar nie celuje w mistrzostwo kraju, znacznie cenniejsza jest dalsza gra w Europie, którą "czwarta siła" Holandii od lat wykorzystuje jako źródło przychodów i okno ekspozycyjne do sprzedaży zawodników za krocie. Po efektownym sezonie 2022/23 na letnich transferach zgarnęli prawie 60 milionów euro (ok. 255 mln zł).
Dla Legii efekt europejskiej rozpoznawalności również jest istotny, choć o podobnych kwotach marzyć nie może. Za to zarabianie na pucharach wydatnie wspiera klubową kasę. Na tegorocznej Lidze Konferencji klub zarobił już 5,5 miliona euro (ok. 24 mln zł) i dalsza gra wiosną ma ogromne znaczenie.
Legia nie szuka rewanżu za pierwszy mecz...
Władze wicemistrzów Polski wielokrotnie zapewniały, że chcą pokazać się jako profesjonalni organizatorzy. Zaproszono nawet kibiców AZ Alkmaar do Warszawy, zapewniając o podjęciu kroków w celu zapewnienia im bezpieczeństwa.
"Wszyscy z Alkmaar są mile widziani w Warszawie i na stadionie Legii. Zrobimy wszystko, by czuli się bezpieczni i otoczeni opieką. Robimy tak ze wszystkimi przyjezdnymi, a teraz jeszcze bardziej, w związku z sytuacją. Nie ma się czego bać. Oczywiście nie będziemy ich dopingować, a kibice będą mieli swoje do powiedzenia – na przykład w oprawie meczowej – ale w sensie fizycznego zagrożenia nie ma się czego bać" – zapewnił w rozmowie z portalem NOS.nl Dariusz Mioduski, właściciel i prezes Legii.
Śledź pojedynek Legia - AZ Alkmaar na żywo dzięki Flashscore
...Ale kibice Legii mogą mieć inne odczucia
W sensie organizacyjnym Wojskowi zapewniają o opiece nad wszystkimi przyjezdnymi, ale w tym samym wywiadzie Mioduski zaznaczył, że nie może dać gwarancji bezpieczeństwa każdemu. Klub odpowiada tylko za sytuację na stadionie i tam zamierza dopełnić swoich obowiązków. Nie będzie zwiększonej ochrony, bo i nie będzie kogo chronić – AZ Alkmaar z wyprzedzeniem odmówił przyjazdu swoich kibiców do Warszawy, a delegacja klubu ma tradycyjnie znaleźć się na zachodniej trybunie.
Jak będzie na pozostałych trzech stronach boiska? Niewątpliwie gorąco. Choć na co dzień – delikatnie rzecz ujmując – kibice Legii nie kochają Mioduskiego, to atak na delegację Legii oraz zatrzymanie dwóch piłkarzy w Alkmaar pod zarzutami, które okazały się dęte, potraktowali jak atak na swój klub. Do tego dochodzą skandaliczne przypadki odmowy wstępu do barów czy nawet wjazdu do miasta dla osób z Polski w dniu pierwszego meczu i ogólny obraz "dzikiego" czy "kontrowersyjnego" klubu funkcjonujący w wielu holenderskich publikacjach.
Dlatego pustych miejsc nie będzie (w chwili publikacji schodzą ostatnie, pojedyncze bilety) i napięcie na pewno będzie wyczuwalne. Trybuny powinny być potężnym atutem psychologicznym Legii. W AZ atmosfera zagrożenia sprawiła, że drużyna nie odbędzie tradycyjnego spaceru po mieście, chcąc uniknąć potencjalnych konfrontacji z ludźmi na ulicach. Zamiast tego klub zaplanował wirtualny spacer dla piłkarzy.
Skąd takie napięcie?
5 października odbył się pierwszy mecz pomiędzy AZ i Legią (1:0 dla gospodarzy). Na AFAS Stadionie doszło do zamieszek z udziałem kibiców Legii, którzy – według dostępnych doniesień – próbowali sforsować bramę na sektor gości przed meczem. W tym zdarzeniu miał zostać ranny jeden z policjantów.
Po spotkaniu przepychanki miały z kolei miejsce pomiędzy policjantami i ochroniarzami a oficjalną delegacją Legii. Szarpany przez funkcjonariuszy był Mioduski, a Josue i Radovan Pankov zostali zatrzymani pod zarzutem próby pobicia pracownika ochrony (pierwotnie twierdzono, że ten miał złamany łokieć, co okazało się nieprawdą).
Od tego czasu doszło do eskalacji napięć w komunikacji publicznej, w której miasto Alkmaar oficjalnie zakazało kibicom Legii wjazdu w przyszłości, wspólnie z klubem i policją całą odpowiedzialność zrzucając na stronę Polską.
Do dziś AZ nie dostrzegł niczego niestosownego w fizycznym ataku na próbującego dojść do pojazdu prezesa Legii. "Przedstawiciele AZ Alkmaar nie kontaktowali się z nami – nawet drogą nieformalną – w kwestii wyjaśnienia wydarzeń po meczu w Holandii, co jest jednoznacznie złą praktyką w relacjach między klubami" – powiedział rzecznik Legii, Bartosz Zasławski.