Pogoń rozbita w pył na Ghelamco Arenie, Gent już świętuje awans
Na Ghelamco Arenie zdecydowanymi faworytami od początku byli Belgowie, nawet jeśli trener Vanhaezebrouck zachwalał Portowców, że to o klasę lepszy zespół niż słowacka Żylina. Pogoń w środowy wieczór faktycznie nie przyjechała tylko statystować, ale z pierwszych rajdów pod pole karne gospodarzy niewiele wyszło.
Nokaut już przed przerwą
Jeszcze przed 10. minutą to piłkarze KAA Gent uzyskali przewagę. Mogło się wydawać, że niewiele z niej wyjdzie, niestety prosty błąd bramkarza polskiej drużyny okazał się bardzo kosztowny. Klebaniuk nie złapał piłki po strzale z dystansu, a do wypuszczonej przed bramkę futbolówki dopadł Gift Orban i nie zmarnował okazji.
Buffalos złapali wiatr w żagle i szukali kolejnej bramki. Po 30 minutach gry statystyki były przerażające: Pogoń bez żadnego uderzenia, choćby niecelnego, a miejscowi już z siedmioma. Później było już tylko gorzej: z końcem 35. minuty Kums wrzucił piłkę na głowę Orbana i Nigeryjczyk głową ograł Klebaniuka (2:0).
Rezerwowy bramkarz Pogoni niewiele później popełnił największy w meczu błąd – po wyjściu do piłki wybił ją wprost pod nogi Hugo Cuypersa, a ten przymierzył i z daleka zmieścił piłkę w pustej bramce. Rozbici Portowcy liczyli na doczekanie do przerwy, ale miejscowi nie spuścili z tonu: na początku doliczonego czasu Cuypers miał już dublet po szybkiej akcji.
Kwadrans zrywu i nic więcej
Do przerwy najsłabszym ogniwem drużyny wydawał się Klebaniuk, ale zrzucanie na niego winy byłoby uproszczeniem. Ktoś przecież dopuścił do 11 strzałów, podczas gdy ofensywa Pogoni nie oddała żadnego, choćby mocno niecelnego. Tym lepiej wyglądał początek drugiej odsłony, w którą Portowcy weszli odważnie, już w 47. minucie Koutris był o włos od zdobycia gola. Chwilę później próbował Biczachczjan, ale obaj strzelali niecelnie.
Przy donośnym dopingu polskich kibiców Portowcy długo trzymali Gent pod ich polem karnym, ale z trwającej kwadrans dominacji Pogoni nie wynikło nic. Za to gdy Buffalos złapali równowagę, efekty przyszły momentalnie. Hat-tricka skompletował Orban, który sam wszedł w pole karne i przy dwóch obrońcach oraz bezradnym Klebaniuku podniósł prowadzenie na 5:0.
Kolejny cios, w połączeniu z kontuzją Benedikta Zecha, wyraźnie podminowały zawodników Pogoni, z których energia jakby uszła. Nic nie dało wprowadzenie wyjątkowo energicznego na co dzień Marcela Wędrychowskiego czy Fornalczyka na szpicy. Mecz zakończył się z jednym celnym strzałem i bagażem pięciu bramek, a to wcale nie musiało być ostatnie słowo gospodarzy.