Statystyki nie grają, za to Legia zagrała koncertowo! Porażka Aston Villi
Wypełnione po brzegi trybuny Stadionu Wojska Polskiego ryczały, by ponieść Legię do zwycięstwa w meczu z Aston Villą w czwartek. Na Żylecie pojawił się adekwatny komunikat powitalny: "Welcome to the Jungle!" A że przewaga na papierze zdecydowanie była po stronie zespołu Premier League, każde gardło i każdy decybel były istotne.
Jakby niesieni tumultem pieśni "tylko Legia", piłkarze wicemistrza Polski już w pierwszej akcji wzięli Lwy z Birmingham z zaskoczenia. Jak po sznurku piłka poszła od Ribeiro, przez Muciego i Kuna, do wolnego Pawła Wszołka przed bramką. Reprezentant Polski bez najmniejszego problemu pokonał Emiliano Martineza strzałem w róg.
Trybuny zaczęły skakać, ale przyjezdni bardzo szybko postanowili ożywić też ponad półtora tysiąca przyjezdnych w sektorze gości. Zaniolo trafił po rękach Tobiasza w poprzeczkę, ale dobić piłkę zdążył głową Jhon Duran na 1:1 już w 6. minucie.
Ani gol, ani pressing Aston Villi nie stłumiły apetytu Legii, która szukała kolejnych okazji na wyprowadzenie ciosu. Dwoił się i troił zwłaszcza Kun, który raz budował akcję, raz bronił Tobiasza przed bramką. Gospodarzom brakowało jednak szybkości lub precyzji na finiszu. Na szczęście, goście ze środkowej Anglii również nie błyszczeli w kolejnych próbach – Tielemans dostawał stanowczo za mocne piłki.
Po 20 minutach gry zapał ostygł, Legia nie bardzo mogła wyprowadzić piłkę ze swojej połowy i to chyba uśpiło czujność obrony przyjezdnych. Gdy więc Josue – padając po walce – posłał piłkę na prawe skrzydło do pędzącego Wszołka, defensywa poderwała się jak stado saren. Instynktowna reakcja była niewystarczająca, bo jak wytrawny myśliwy przyczaił się przed bramką Muci. Wszołek, z odrobiną szczęścia, dostarczył mu piłkę, a Albańczyk ponownie dał przewagę w 26. minucie!
Spoczęli na laurach? Nic z tych rzeczy, minutę później ten sam Muci sam przeszedł obronę i dopiero przed bramką dał się pozbawić piłki. Chciał karnego, trybuny się z nim zgadzały, ale VAR nie. Na początku 37. minuty piłka od Wszołka znalazła jeszcze Guala w polu karnym i sprawdził refleks Martineza. Mistrz świata z Kataru piłkę wypuścił, a moment później mocno przytulił.
The Villans długo nie mieli z gry prawie nic, co zmienili w 39. minucie. Po serii odbić w polu karnym piłka spadła pod nogi Lucasowi Digne, a ten huknął po plecach Wszołka w okienko na 2:2. Do przerwy obie jedenastki zaoferowały widzom efektowną wymianę strzałów, jednak goli już nie było.
Choć wrócili bez zmian kadrowych, to wyglądało na to, że Unai Emery zdarł gardło na wyprostowanie gry swoich zawodników: Aston Villa zaczęła z wyższą dyscypliną, chcąc przełamać impas. A Legia na to co? A Legia odpowiedziała po swojemu: akcją i golem już w 51. minucie. Ponownie Ernest Muci minął dwóch obrońców i znalazł się na wolnej lewej stronie. Posłał kąśliwy strzał po ziemi, który po rękach Martineza wszedł po słupku do bramki. Emery nie mógł znaleźć ujścia dla gniewu!
Nic dziwnego, że trener Anglików posłał w bój dwóch pomocników i napastnika. Tymczasem wicemistrzowie Polski robili swoje dalej. W 64. minucie potężna petarda Slisza zza pola karnego wypadła z rąk Martinezowi i tylko Gual nie zdołał jej dobić do bramki. Hiszpan mógł żałować tym bardziej, że moment później zastąpił go Pekhart.
Emery miał dość, wykorzystał ostatnią zmianę już w 67. minucie, wpuszczając na boisko Casha i Jacoba Ramseya. I choć okresami przewaga Aston Villi wyglądała nieźle, to para szła w gwizdek, ku rosnącej frustracji faworytów. Obrońcy Legii – indywidualnie i jako formacja – wyglądali więcej niż solidnie, niwecząc wysiłki rywali.
Dopiero w 86. minucie Ramsay zdołał oddać kolejny strzał, tyle że odchodzący o dobry metr od bramki. To jednak cenne przypomnienie, że The Villans są groźni do końca i trzeba zachować dyscyplinę taktyczną. Tym bardziej, że chwilę później Kacper Tobiasz zatrzymał strzał Moussy Diaby’ego. Jeszcze w doliczonym czasie próbował po ziemi Bailey, wprost w rękawice Tobiasza. Nerwów na finiszu nie brakowało i nawet sekundy po upływie czasu Diaby huknął jeszcze w siatkę, ale nic z tego: komplet punktów zostaje w Warszawie!