Legia powtarza ostatni wynik z Dritą, w rewanżu trzeba zachować czujność
Z drużynami skazywanymi na pożarcie zdarza się taki problem, że potrafią stanąć w gardle. Dokładnie taki zamiar miała w swojej drugiej wizycie na Łazienkowskiej kosowska Drita, która specjalnie przełożyła oba sierpniowe mecze ligowe, by szykować się na walkę o Ligę Konferencji.
Sprawdź komplet statystyk meczu Legia - Drita
Weszli przy tumulcie, do szatni zeszli przy gwizdach
Przyjezdni od pierwszych minut pokazali odwagę i próbowali zaatakować bramkę Tobiasza. Siła determinacji była godna podziwu, ale ustawiona niżej Legia była gotowa przyjąć gości w swojej tercji i przez kwadrans Kosowianie zdołali oddać jeden strzał, stłumiony nogą obrońcy już w chwili uderzenia. Choć bez pośpiechu, Wojskowi zaczęli przejmować inicjatywę, a strzelec gola w jedynym dotąd starciu obu ekip – Paweł Wszołek – jako pierwszy sprawdził czujność Fatona Maloku w bramce.
Zadanie stało się znacznie prostsze tuż przed upływem 30 minut, ponieważ Hasan Gomda powalił Alfarelę przy próbie wyjścia sam na sam. Sędzia Kavanagh najpierw pokazał żółć, ale wezwany przed monitor zmienił zdanie i Drita została osłabiona.
Przełom? Jeszcze nie, gospodarze na coraz bardziej zwartą obronę Kosowian nie mieli sposobu. Co gorsza, niemoc Legii mogła skończyć się stratą gola. W 41. minucie rzut wolny przed polem karnym wykonał Besnik Krasniqi. Do piłki przed bramką doszedł Mesa, ale nie zdołał oddać strzału. I nawet dodanie dwóch minut do dwóch już dodanych minut nie dało Legii dość czasu, by na przerwę zejść z prowadzeniem. Zaczęły się gwizdy.
Kramer zaczął, Gual skończył
Można się tylko domyślać, jak motywował gospodarzy w szatni Goncalo Feio, ale chyba zadziałało. Wojskowi przez pierwszych pięć minut zrobili ofensywnie więcej niż w pierwszej połowie. Jakości wciąż brakowało, ale w 52. minucie tylko czujny Mesa ratował Dritę, gdy piłka minęła bramkarza po strzale Luquinhasa. Efekty zmiany przyszły bardzo szybko. Chwilę po wspomnianej sytuacji Paweł Wszołek dostał piłkę z prawej strony, ruszył równo z linią obrony Drity i wrzucił piłkę do Kramera przed bramką, a ten – jak ma w zwyczaju na starcie obecnego sezonu – pokonał bramkarza.
Dopiero na kilka minut przed końcem spotkania, gdy goście postraszyli szukaniem kontry, wspaniałą akcją udało się podwoić prowadzenie. Sergio Barcia znalazł Morishitę pędzącego przed bramkę, ten wycofał do Guala i pozwolił Hiszpanowi pokonać Maloku. Moment później golkiper wzniósł się na wyżyny – również dosłownie – by sparować na poprzeczkę uderzenie Kapustki.
Do końca Wojskowi szukali trzeciego gola, ale skończyło się na dwóch. Drita w ofensywie nie miała prawie nic do powiedzenia, ale na rewanż do Prisztiny trzeba jechać ze świadomością, że staną na głowie, by stratę odrobić.