Śląsk nie składał broni, ale został wypunktowany przez Sankt Gallen
Po przejściu łotewskiej Rigi ze ze sporymi problemami, Śląsk Wrocław trafił na rywala o co najmniej półkę mocniejszego i nie można było uznawać polskiej drużyny za faworytów w starciu z solidnym Sankt Gallen.
Proste i kosztowne straty Śląska
Na murawę szwajcarskiego Kybunparku wicemistrzowie Polski wyszli agresywnie, od początku zaskakując gospodarzy wysokim pressingiem i tworząc dwie okazje. Nic z nich jednak nie wyszło, a jak skutecznie atakować pokazali Szwajcarzy już w 5. minucie. Z prawej piłkę przed bramkę podał Bastien Toma, a chytrym trąceniem za linię wepchnął ją Chadrac Akolo.
Sprawdź komplet statystyk meczu St. Gallen - Śląsk
Nie był to zwiastun zmasowanych ataków Sankt Gallen, raczej przestroga, jak mści się nieskuteczność. Wojskowi nie wyciągnęli wniosków, dlatego po sytuacji sam na sam Musiolika w 15. minucie (doskonale akcję poprowadził Cebula) gospodarze momentalnie szukali kontry. Straty w środku pola były problemem Śląska, po jednej z nich Akolo oddał kolejny celny strzał. W 25. minucie raz jeszcze odbiór w środku pozwolił na groźny atak, w którym Geubbels wycofał do Akolo przed bramką i tylko złe uderzenie piłki ratowało Leszczyńskiego w bramce.
Również WKS miał swoje okazje, w samej tylko 30. minucie Simeon Petrow dwukrotnie główkował, moment po nim dwa strzały oddał Samiec-Talar (raz w poprzeczkę), a piąte podejście Żukowskiego – wolej plecami do bramki – było bliskie zmylenia golkipera! Tak rozpoczął się okres 10 minut dominacji wrocławian, a ponieważ nie skończył się golem, to przyszło srogo zapłacić. Jeszcze dwie niepotrzebne straty i w 40. minucie Akolo oddał Geubbelsowi na 2:0.
Druga połowa dobra, wynik wciąż zły
Cokolwiek powiedział Jacek Magiera piłkarzom Śląska w przerwie, ewidentnie miało dobry wpływ na ich grę. Już na początku drugiej odsłony rzut rożny mógł skończyć się golem po główce Żukowskiego, który posłał piłkę pod słupek… zanim ta została wybita. Takich ataków wrocławian było sporo, podczas gdy szwajcarski zespół wyraźnie spuścił z tonu, chcąc przede wszystkim zachować zero z tyłu.
Ten sam Żukowski na 20 minut przed końcem ponownie testował strzałem bramkarza miejscowych, ale Lawrence Ati Zigi pozostał czujny i wyłapał piłkę posłaną z ponad 20 metrów. Z jednej strony Wojskowi mogli się podobać, ale z drugiej – musieli frustrować nieskutecznością w ofensywie.
Coraz dłuższe okresy dominacji nie miały przełożenia na wynik, a już pierwsza połowa uczyła, że rywalom wystarczy jedna czy dwie okazje. Niewiele brakowało, a mieliby 3:0 już w 90. minucie, gdyby Leszczyński nie sparował piłki na poprzeczkę. Nawet rzut rożny w ostatnich sekundach nie pomógł wrocławianom, skończyło się na wybiciu piłki i w rewanżu trzeba będzie zacząć od odrabiania dwóch bramek straty.