Atletico ponownie odrabia straty, pierwsza wygrana nad Feyenoordem
Choć obie drużyny są wielkimi, uznanymi markami europejskiej piłki, to w tegorocznej Lidze Mistrzów spotkały się o stawkę po raz pierwszy. A że w rozegranym przed paroma laty sparingu to Holendrzy byli górą, Atleti nie powinni byli czuć się zbyt pewnie. Faworytami u bukmacherów zdecydowanie byli, ale rokowania szybko zaczęły się odwracać.
Nacisk Feyenoordu w pierwszych fragmentach przyniósł efekty, gdy w 7. minucie udało się skierować piłkę za linię bramkową. Co prawda trafienie poszło na konto Mario Hermoso z Atletico zamiast uderzającego Uedy, ale grunt, że na tablicy było zapisane po stronie triumfatorów Eredivisie. To właśnie oni częściej byli przy piłce i częściej szukali szczęścia pod bramką rywali.
Drugi cios padł jednak po przeciwnej stronie boiska. Przed kwadransem Wieffer chciał przeciąć podanie Atleti i wyłożył niechcący piłkę Moracie, a ten zmieścił futbolówkę przy słupku. Gospodarze byli o włos od kolejnego trafienia, gdy Trauner cudem wybił piłkę sprzed linii nad poprzeczkę.
Czego nie zrobili Los Colchoneros, tym odpłacili Holendrzy. W 34. minucie rzut wolny z dystansu dotarł do Hancko przed bramką, a ten wykorzystał doskonałe podanie. Z optycznej przewagi wkrótce nic nie zostało, gdyż gospodarze walczyli do samej przerwy o wyrównanie. I udało się. W ostatnich sekundach doliczonego czasu piłkę w pole bramkowe kierował Lino, ta po serii odbić poleciała tak, że odwrócony plecami do bramki Griezmann zaliczył przewrotkę i zmieścił futbolówkę pod poprzeczką.
Mistrzowie Holandii dwukrotnie dali się dogonić, a już na starcie drugiej odsłony nawet zostali wyprzedzeni. Obrona zaspała, gdy z prawego skrzydła piłkę w pole karne wrzucał Nahuel Molina, ruszyli do niej i Griezmann, i Morata. Pierwszy był na spalonym, ale to drugi przeciął lot piłki i umieścił ją w bramce.
W defensywie chwilami Feyenoord porażał nieporadnością, za to w ataku przyjezdni czuli się bardzo dobrze. Blisko godziny gry seryjnie wykonywali rzuty rożne, Stengs był o włos od powodzenia sam na sam z Oblakiem, a Igor Paixao centrostrzałem prawie ośmieszył słowackiego bramkarza. Piłka śmignęła jednak po zewnętrznej stronie słupka.
Atleti okres naporu przetrwali i choć sami nie zaoferowali już choćby jednego celnego strzału do końca meczu (a z trzech wycisnęli trzy gole), to wyrwali Holendrom komplet punktów. Nawet regularne wejścia bramkarza Wellenreuthera w pole karne Atletico pod koniec meczu nie pozwoliło Holendrom uratować remisu.