Blamaż Barcelony, po słabym meczu przegrywa z Royalem Antwerp
Czerwoni z Antwerpii w środę nie mieli nic do stracenia, już pewni zakończenia przygody z europejskimi rozgrywkami. Nie na nich jednak skupiły się oczy piłkarskiego świata, lecz na coraz częściej krytykowanej Barcelonie. Podopieczni Xaviego ostatecznie wybiegli z Robertem Lewandowskim w składzie, choć tego najpierw miało nie być w kadrze, a później miał być raczej na ławce.
Wydawało się, że Duma Katalonii otrzymała idealną wręcz okazję, by uspokoić krytyków, stając przeciwko outsiderom grupy. Tymczasem Royal Antwerp miał pierwszą sytuację bramkową po niewiele ponad 20 sekundach, a minutę później prowadził! Fatalny błąd Romeu w obronie oddał piłkę 18-letniemu Vermeerenowi, a ten po słupku umieścił ją w bramce.
Blaugrana stanęła przed trudnym zadaniem już na starcie. I choć defensywa Antwerpii słynie z niskiej skuteczności, to przy gromkich śpiewach trybun gospodarze radzili sobie bardzo dobrze. Lamine Yamal i Ferran Torres nie mogli ogonić się od obrońców w ostatniej tercji, zaś Lewandowski piłkę zwykle oglądał zwykle pod nogami innych. A gdy był bliski strzału po półgodzinie gry, miejscowi błyskawicznie poszli z odebraną futbolówką pod bramkę Katalończyków.
Jakby zainspirowani nieustępliwością Antwerpii, przyjezdni w końcu zdołali zadać cios właśnie po przejęciu piłki od atakujących Belgów. Lamine Yamal z precyzją najlepszego krawca poprowadził piłkę pomiędzy gąszczem obrońców do wbiegającego środkiem Ferrana Torresa, który pierwszym celnym strzałem dał wyrównanie.
Jeśli wydawało się, że pierwsza połowa była grana na bardzo dużej intensywności, to druga zaczęła się od jeszcze większych emocji. Royal Antwerp ruszył z próbami odbudowy prowadzenia i w 49. minucie trybuny oszalały po strzale Janssena. Nie? Nie było gola, strzelał ze spalonego!
Mogło być jeszcze gorzej dla The Reds, gdy moment później Yamal huknął w poprzeczkę po drugiej stronie. I to nie koniec emocji, bowiem sędzia następnie pokazał czerwoną kartkę Sergiemu Roberto. VAR napomniał go, że kara może być zbyt surowa i faktycznie zredukował kolor do żółci. Oddech ulgi Barcelony był bardzo płytki, ponieważ ponownie piłkę przed polem karnym stracił Romeu, a Vincent Janssen już bez wątpliwości strzelił gola dla Antwerpii! A wszystkie te emocje zmieściły się w 11 minutach!
Xavi nie miał już na co czekać – Romeu zszedł, a zastępującemu go Gundoganowi towarzyszyli również Pedri i Joao Cancelo ze świeżymi siłami. Gospodarze zrozumieli sygnał i skonsolidowali obronę, w ofensywie czekając już tylko na okazję do kontry. Udało się dwukrotnie strzelać w okolicach 70. minuty, ale pierwszy strzał został zablokowany, a drugi przeszedł nad poprzeczką.
Tuż po drugiej z prób Antwerpii z boiska zszedł Robert Lewandowski, który skończył mecz bez strzału na bramkę, bo i rzadko docierała do niego piłka. A gdy już docierała, dwukrotnie straty Polaka mogły skończyć się fatalnie, gdy The Reds szukali okazji do kontry.
Końcowe minuty miały prawie monotonny obraz: Duma Katalonii bez skutku szukała drogi do bramki Belgów, ale pozostawała z jednym tylko celnym strzałem Torresa, ku uciesze tańczących widzów. Dopiero w doliczonym czasie Marc Guiu główkował po rzucie wolnym i trafił do bramki. Wydawało się, że teraz już choćby punkt pojedzie do Katalonii, ale nic z tego!
Sekundy później – nieco szczęśliwie – przed bramką do piłki doszedł George Ilenikhena, położył Inakiego Penę i wpakował piłkę do siatki nad bezradnym już golkiperem. Strumienie piwa wyrzucanego w powietrze na trybunach ponownie ożywiły kibiców, a ci porwali piłkarzy do dalszych ataków. Gole już nie padły, ale było co świętować – pierwsza wygrana w Lidze Mistrzów, w dodatku z wielką Barceloną!