Demon w masce. Wiedziałem, gdzie będą strzelać, mówi Grabara. I sprowokował fanów Sparty
W rewanżowym meczu 3. rundy eliminacyjnej Ligi Mistrzów ze Spartą był w składzie od samego początku. Statystycy doliczyli się 15 celnych strzałów, którym opierał się przez 80 minut, zanim skapitulował po próbie Birmancevicia. "Myślę, że to bramkarz światowej klasy" - powiedział po meczu obrońca Kopenhagi, Nicolai Boilesen.
Grabara nosi maskę ochronną od lipca ubiegłego roku, aby chronić swoją operowaną twarz. Przeciwnik z Aalborga uderzył go głową podczas starcia, uszkadzając oczodół i łamiąc nos. Mimo to bramkarz nieustraszenie angażuje się we wszystko, co dzieje się na boisku. Tak samo było w Pradze. A kiedy intensywny mecz zakończył się po dwóch godzinach, nadeszły rzuty karne i jego chwila.
Wyciągnął swoją pracę domową - na kartkach miał rozrysowanych wszystkich możliwych strzelców bramek Sparty i miejsca, w których najczęściej wykonują rzuty karne. Notatki zabrał ze sobą pod bramkę i w momencie, gdy bramkarz rywali Vindahl był skupiony na swojej jedenastce, przygotowywał się z ich pomocą do starcia z kolejnym przeciwnikiem. "Wiedziałem, gdzie będą celować. Byłem pewny siebie. To o wiele łatwiejsze niż ludzie myślą" - wyjaśnił po wszystkim bohater wyrównanego dwumeczu.
Postawił sobie za cel wybronienie przynajmniej dwóch rzutów karnych, co mu się udało. Ladislav Krejci trafił w poprzeczkę, a Asger Sörensen zdecydował się na swój zwyczajowy strzał w środek. Grabara czekał tam na niego, ale nie ruszył się do swojej próby. "Czuję się jednak winny, że powinienem mieć trzy. Dotknąłem jednego" - mówi o rzucie karnym Kairinena, po którym skoczył - dokładnie według swoich notatek - do lewego słupka i prawie złapał piłkę.
Każdy, kto spodziewałby się, że będzie strzegł swojego know-how jak oka w głowie, byłby w błędzie. Grabara po meczu rzucił się w wir świętowania, zostawiając na murawie przezroczyste plansze ze schematami spartańskich rzutów karnych. Stały się one własnością polskiego kibica, który sfotografował je i opublikował w mediach społecznościowych. "Gdy zawodnicy Kopenhagi udali się do szatni i nikt nie wrócił po notatki, poprosiłem podającego piłkę, by mi je przyniósł" - wyjaśnił Flashscore Szczepan Janus, nowy właściciel cennego materiału.
Za pośrednictwem Twittera zaoferował już jednak, że zwróci je Grabarze - w zamian za koszulkę. Za pośrednictwem największego polskiego sportowego kanału YouTube przeprosił za publiczne ujawnienie swojego sekretu. "Mam nadzieję, że się nie gniewa" - uśmiechnął się fan, który ostatecznie wystawił zdobycz na aukcję, z której dochód zostanie przekazany na cele charytatywne.
Golkiper znany ze swojego ciętego języka tak naprawdę ma uraz do kogoś zupełnie innego. Swoimi świetnymi paradami, a przede wszystkim ciągłym opóźnianiem gry prowokował bardziej niestabilną część spartańskiej publiczności. Najpierw na niego gwizdali, a potem zaczęli rzucać w niego różnymi przedmiotami. "Trafiło mnie chyba z tysiąc zapalniczek, a nawet kiełbasa. W porządku. Szanuję kibiców przeciwnika, nawet jeśli zachowują się jak wieśniacy" - cytowały Grabarę duńskie media, który wyładował swoją frustrację w euforycznej i prowokacyjnej celebracji na oczach rozczarowanych kibiców Sparty. "To należy do nich" - powiedział Polak.
Kopenhaga zmierzy się teraz z Rakowem Częstochowa w ostatniej rundzie kwalifikacji Ligi Mistrzów, ale nie wiadomo, czy bramkarz pojawi się jeszcze na boisku w barwach duńskiej drużyny. Ze względu na kontuzję Manuela Neuera, który wciąż dochodzi do siebie po złamaniu nogi, Bayern Monachium jest nim poważnie zainteresowany i podobno odbyły się już nawet wstępne rozmowy. Grabara, któremu kilka lat temu nie udało się zaistnieć jako młody talent w Liverpoolu, mógł zapracować o wymarzony angaż w Pradze...