Milan walczył dzielnie, ale to było za mało. Inter w wielkim finale Ligi Mistrzów
"Inter jest faworytem, ale nie ufam zranionemu Milanowi" - powiedział przed tym spotkaniem Gianluca Pagliuca, były piłkarz Nerazzurrich oraz zdobywca Pucharu UEFA. I faktycznie, te słowa oddawały sytuację obu drużyn przed rewanżowym starciem. W końcu zespół Simone Inzaghiego był w zdecydowanie lepszej sytuacji, z drugiej strony AC Milan to wciąż jakość i wielki potencjał, który w każdej chwili mógł znów się obudzić.
Atmosfera tego starcia była naprawdę gorąca. Jeszcze kilka minut przed pierwszym gwizdkiem słychać było gromkie okrzyki i doping kibiców, którzy wypełnili cały stadion (75567 widzów). Przeważali oczywiście fani Interu, który był formalnym gospodarzem spotkania. Dla miłośników Rossonerich najważniejsza informacja była taka, że w wyjściowym składzie znalazł się Rafael Leao.
Od początku spotkania bardziej agresywnie nastawieni byli podopieczni Stefano Pioliego, którzy oczywiście chcieli jak najszybciej zacząć odrabianie strat z poprzedniego meczu. W 5. minucie wysłali pierwszy sygnał ostrzegawczy. Theo Hernandez uderzył mocno z dystansu, ale piłka minimalnie przeleciała nad poprzeczką bramki strzeżonej przez Andre Onanę.
Chwilę później Kameruński golkiper wyszedł do dośrodkowania, ale minął się z piłką, którą głową w kierunku pola bramkowego skierował Olivier Giroud. Jego błąd zdołał naprawić jednak Matteo Darmian, który natychmiast wybił futbolówkę na rzut rożny. 27-letni golkiper zrehabilitował się już kilkadziesiąt sekund później, kiedy z największym wysiłkiem obronił strzał Brahima Diaza zmierzający w środek jego bramki.
Po upływie 20 minut spotkania inicjatywę zaczął przejmować Inter, a rywale mieli spory problem z powstrzymaniem Lautaro Martineza czy Hakana Calhanoglu. Świetną okazję do otwarcia wyniku miał Henrikh Mkhitaryan, który uderzał z krawędzi pola karnego. Zrobił to jednak niecelnie, ale gdyby piłka wpadła do siatki, byłaby to niemal kopia akcji bramkowej z pierwszego meczu.
W kolejnej fazie spotkania gra toczyła się głównie w środku pola, a w poczynania piłkarzy obu drużyn wkradało się sporo agresji. Sędzia Clement Turpin co chwilę był zmuszony sięgać po gwizdek, choć nie pokazał żadnej kartki.
Przed przerwą na indywidualną akcję zdecydował się jeszcze Leao. Portugalczyk popędził lewym skrzydłem, w polu karnym wymanewrował obrońców, ale jego płaski strzał minął dalszy słupek bramki rywali. W odpowiedzi po rzucie wolnym głową groźnie uderzał Edin Dzeko, ale w tej sytuacji kunsztem wykazał się Mike Maignan.
Inter z pełną kontrolą, Milan bezzębny
Piłkarze AC Milan mieli zatem coraz mniej czasu na nawiązanie walki i coraz mniej do stracenia. Dlatego od początku drugiej odsłony spotkania próbowali jak najszybciej przenosić akcję na połowę rywali, co często sprawiało, że ich gra wyglądała dość chaotycznie. Rossoneri wkładali w rozegranie wiele serca, ale brakowało im cierpliwości i precyzji przy kluczowych zagraniach.
Z drugiej strony z każdą powstrzymaną akcją zawodnicy Interu zyskiwali większą pewność siebie, co objawiało się w niemal pełnej kontroli przebiegu wydarzeń na boisku. Dzięki korzystnemu rezultatowi mogli skupić się na umiejętnym odsuwaniu piłki od własnego pola karnego i szukaniu okazji do przeprowadzenia kontrataków.
Nieustanne ofensywne próby powodowały, że podopieczni Pioliego tracili sporo sił. W 64. minucie kontuzji doznał Malick Thiaw, a na boisku zastąpił go Pierre Kalulu. W tym samym momencie Inzaghi posłał na boisko Romelu Lukaku, dając odpocząć Edinowi Dzeko.
I w 74. minucie spotkania to właśnie on świetnie rozegrał akcję, która zakończyła się zdobyciem bramki przez Lautaro Martineza.
Belg wypatrzył wychodzącego na czystą pozycję Argentyńczyka, który niepilnowany przez nikogo silnym uderzeniem umieścił piłkę w siatce przy lewym dolnym rogu bramki. W tym momencie rywale byli już na łopatkach, a czarno-niebieska część publiczności wpadła w euforię. 25-letni napastnik, który radował się razem z nimi, to prawdziwa zmora defensywy AC Milan - to jego ósme trafienie w 14. meczu derbowym.
Po straconej bramce nadzieje Rossonerich na korzystny wynik, co zrozumiałe, spadły do zera. Piłkarze Pioliego szukali jeszcze okazji do zdobycia gola honorowego, ale tego wieczoru naprawdę niewiele im wychodziło.
Za to Inter był wyraźnie lepszym zespołem i zasłużenie wygrał dwumecz z bilansem 3:0. Nerazzurri meldują się w wielkim finale Ligi Mistrzów i czekają na zwycięzcę pojedynku Manchester City - Real Madryt. Rewanż tej pary już w środę o godz. 21:00.