Pod Grunvaldem, nad Grunvaldem, byle do bramki! Pokaz dominacji Rakowa w Tallinnie
Po wypracowaniu najniższej możliwej zaliczki (1:0) w Częstochowie, Raków mógł zostawić w sercach swoich kibiców pewne wątpliwości dotyczące losów dwumeczu. Dlatego we wtorek na A. Le Coq Arenie w Tallinnie piłkarze Dawida Szwargi od pierwszych minut ruszyli do ataku, chcąc przypieczętować awans do 2. rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów.
Głową w mur na starcie
Medaliki – przy akompaniamencie głośnego sektora gości – wyglądały znacznie pewniej niż w pierwszym meczu, raz za razem przedzierając się w pole karne gospodarzy. W obronie Flora Tallinn wyglądała znacznie mniej solidnie niż na początku pierwszego meczu, ale mistrzowie Polki mieli problem z wykorzystaniem przewagi. Aktywni Zwoliński i Cebula szukali dla siebie miejsca bez większych efektów. Wyręczyć ich chciał na początku 25. minuty Ben Lederman z dystansu, ale jego świetne uderzenie wyciągnął Grunvald.
Mistrzowie Estonii rzadko zapuszczali się pod bramkę Kovacevicia, choć w 12. minucie musiał wykazać się czujnością. To było ostrzeżenie typowe dla rywala umiejącego grać bez piłki: jedna lub dwie sytuacje mogą wystarczyć do stworzenia zagrożenia. Szczęśliwie, do większości strzałów dochodzili obrońcy i blokowali je zanim mogły polecieć w światło bramki.
Tuż przed 40. minutą Raków przypuścił zmasowany atak na bramkę Flory, ale raz jeszcze bez powodzenia. Główka Zwolińskiego wprost w ręce Grunvalda, główka Rundicia wybroniona kolanem, a strzał Cebuli wybity. Jeszcze Nowak huknął z bliska w poprzeczkę, jeszcze Cebula szukał karnego, ale do przerwy wynik się nie zmienił.
Szybkie otwarcie po przerwie
Po biciu głową w mur przez 45 minut, druga rozpoczęła się fantastycznie. Arsenić doskonale wypatrzył Zwolińskiego wchodzącego w pole karne, a ten przechytrzył obrońcę i bramkarza, zaliczając pierwszego gola w barwach Medalików. Miał apetyt na więcej i już w 51. minucie ponownie strzelał celnie, tym razem Grunvald był lepszy. Nie udało się od razu, ale poprawił jeszcze przed upływem godziny gry, w 58. minucie. Tym razem asystował mu Fran Tudor.
Grający na coraz większym luzie Raków szukał kolejnych okazji i tylko bohatersko paradujący Evert Grunvald ratował Florę przed wyższą porażką. Doskonale wybijał piłkę po strzale Jeana Carlosa, chwilę później zatrzymywał Cebulę w świetnej sytuacji. Rozbita mentalnie obrona Flory popełniała podręcznikowe błędy i żal tylko, że nie udawało się kolejnych wykorzystać.
Szczególnie żałować może wprowadzony w drugiej części Yeboah, który sam na sam dał się pokonać Grunvaldowi. Przy miażdżącej przewadze w posiadaniu piłki wyglądało chwilami na to, że piłkarzy Rakowa gubi samolubność i chęć dopisania swojego nazwiska przy wyniku. Nie było tak w 85. minucie, gdy Yeboah oddał piłkę Papanikolaou, a ten wsunął ją pod poprzeczką mierzonym uderzeniem. Pozazdrościł mu Piasecki, który po krótkim pobycie na boisku też trafił (87. min.). Niestety, VAR pozbawił go gola po chwili – był spalony.
W ostatnich minutach gry nie było już mowy o podwyższaniu wyniku przez Medaliki. To zawodnicy Flory rzucili się do walki i bramkę honorową. Nie odmawiając im intencji, kolejne akcje obnażyły drugą – po nie dość skutecznej ofensywie – słabą stronę Rakowa. Niepotrzebne błędy w obronie mogłyby skończyć się stratą gola przy silniejszym rywalu. A że była nim dziś Flora Tallinn, wygrana 3:0 przyszła bez większego problemu. W przypadku azerskiego Qarabagu (jeśli pokona Lincoln Red Imps w środę) łatwe straty w defensywie mogą być zgubne.