Szymon Marciniak: Sędziowanie w niższych ligach to żaden wstyd, a wręcz przeciwnie
Zaledwie cztery dni po sobotnim finale Ligi Mistrzów Marciniak przyjechał do Bełchatowa, by poprowadzić mecz miejscowego GKS z Sokołem Aleksandrów Łódzki. Oba zespoły występują w łódzkiej czwartej lidze, czyli na piątym poziomie rozgrywkowym w kraju.
Dla 42-letniego arbitra z Płocka, który w tym sezonie prowadził zarówno finał mistrzostw świata w Katarze, jak i decydujący mecz Champions League, powrót do Bełchatowa był dość sentymentalny, ponieważ w tym mieście w kwietniu 2009 roku sędziował swój pierwszy mecz w ekstraklasie, w którym GKS zmierzył się z Odrą Wodzisław.
Marciniak przyznał, że choć w jego karierze było wiele ważnych spotkań, to debiut na stadionie GKS sprzed 14 lat pamięta doskonale.
"To jedno z tych spotkań, które pamięta się bardzo dobrze, bo był to mój debiut i wejście do ekstraklasy. Jeszcze nie takie pełnoprawne, ponieważ był to jeden z dwóch pierwszych meczów, które dostałem na przetarcie. Bardzo miło go wspominam, bo poszedł lekko, łatwo i przyjemnie. Pamiętam, że GKS wygrał z Odrą 3:0, dałem tylko po jednej kartce. Zawsze miło tutaj wracałem i cieszę się, że dziś znów jestem, bo doceniam takie małe rzeczy" – powiedział.
Jak zaznaczył, nie przyjechał do Bełchatowa udzielić jedynie kilku wywiadów i zrobić zdjęcia z kibicami, ale, żeby dobrze posędziować. Dodał, że bycie rozjemcą w czwartoligowym meczu nie jest dla niego żadną ujmą.
"Sędziowanie w niższych ligach to żaden wstyd, a wręcz przeciwnie. Przed mistrzostwami świata sędziowałem w okręgówce w grupie płockiej. Było dość zabawnie, bo po spotkaniu w Staroźrebach podszedł do mnie jeden z zawodników Skrwy Łukomie, malutkiej miejscowości pod Płockiem, i mówi: «panie sędzio, jest pan najlepszym sędzią w tej okręgówce». Nie poznał mnie, dobiegli do niego piłkarze i mówią: «ty durniu, wiesz kto to jest?!» To miłe, że nie jestem oceniany za to, co zrobiłem wcześniej, tylko jak prowadzę konkretny mecz" – tłumaczył Marciniak.
Porównując niedawny finał LM w Stambule do konfrontacji na piątym poziomie rozgrywkowym w Bełchatowie największe różnice wskazał w randze wydarzenia i związanymi z nią otoczką, rozmiarami stadionu czy presją.
"Ale tu dziś też wszyscy oczekują ode mnie sto procent dobrych decyzji. Zawsze powtarzam, że presji nie ma, jest tylko pozytywna adrenalina. Kiedy rozbrzmiewa pierwszy gwizdek, to, czy był to Katar, Stambuł, czy dziś jest Bełchatów, nie ma większego znaczenia" – przekonywał arbiter, który blisko 350 razy sędziował na poziomie ekstraklasy.
Marciniak przyznał, że nie podjął jeszcze decyzji w sprawie swojej przyszłości.
"Spłynęło wiele ofert. Sam jestem ciekaw, co przez urlop będę miał w głowie i co wybiorę. Kusi mnie nie tylko Arabia Saudyjska. Kusi wiele federacji i kierunków. Ale pieniądze to nie wszystko. Trzeba wszystko przemyśleć. To nie jedynie moja decyzja, tylko rodziny, która poświęciła dla mojej kariery całe życie. Zobaczymy, co będzie dalej. Nie muszę stąd uciekać, bo jest mi bardzo źle" – podkreślił.
GKS wygrał z Sokołem 4:1. Klub z Bełchatowa, który w 2007 r. był wicemistrzem kraju, od tego sezonu występuje w 4. lidze i utrzymał pozycję lidera rozgrywek. Na dwie kolejki przed końcem bełchatowianie mają punkt przewagi nad rezerwami Widzewa, a awans do 3. ligi wywalczy jedynie zwycięzca ligi.