Wyrównany pojedynek Zvezdy z Manchesterem City. Obywatele z historycznym wynikiem
Środowy mecz o niczym przesądzić już nie mógł – Manchester City po pięciu wygranych był pewny pierwszego miejsca w grupie Ligi Mistrzów, a Crvena Zvezda niemal pewna ostatniego, mając na koncie cztery porażki i jeden remis.
Dla Citizens był to co najwyżej wyjazd po pierwszy w historii komplet zwycięstw w fazie grupowej, choć trudno uznać symboliczne osiągnięcie za priorytet Pepa Guardioli, gdy trzeba dać odetchnąć czołowym zawodnikom. Dlatego na słynnej belgradzkiej Marakanie – wypełnionej do ostatniego miejsca – pojawiło się sporo młodych twarzy w ekipie mistrzów Anglii.
Gospodarze planowali ruszyć na City z impetem, aktywując wysoki pressing już na starcie. Mogło się to skończyć fatalnie, ponieważ nawet drugi garnitur Anglików umiał zaskoczyć zbyt wysoko wychodzącą defensywę Zvezdy. Kolejne ataki Obywateli dały efekt – Micah Hamilton już w 19. minucie zdołał otworzyć wynik spotkania po precyzyjnym dograniu od Matheusa Nunesa.
Po drugiej stronie boiska działo się znacząco mniej, a na pewno było mniej groźnie. Jedyny celny strzał – wprost w rękawice Stefana Ortegi – oddał w 41. minucie Peter Olayinka. Wcześniej, po niespełna dwóch kwadransach, Kosta Nedeljković bardzo dobrze zwiódł obronę i przymierzył. Jego rogal poszybował jednak nieznacznie nad poprzeczką.
Po zmianie stron serbskiej lokomotywie wystarczyło kilka minut, by sprawić rywalom więcej kłopotów. W okolicach 50. minuty pociski słali kolejno Cherif Ndiaye i Guelor Kanga – obu zatrzymał genialny refleks Ortegi. Wydawało się, że to City jest w coraz większych opałach, gdy Oscar Bobb sprytnie przeholował piłkę przez pole karne i znalazł miejsce na strzał nie do zatrzymania dla Omriego Glazera.
Wprowadzony po godzinie gry Jovan Mijatović posłał piłkę w słupek na 20 minut przed końcem, sygnalizując, że Zvezda poszuka jeszcze gola, choćby tylko honorowego. Nie udało się Serbowi, ale kilka minut po nim kontaktową bramkę zdobył z dużym spokojem Koreańczyk, Hwang In-beom.
O gonieniu wyniku mowy jednak nie było, ponieważ na pięć minut przed końcem pewna egzekucja rzutu karnego przez Kalvina Philipsa podwyższyła rezultat na 3:1 dla City. Gospodarze, pchani naprzód przez tłum na Stadionie Rajko Miticia, walczyli do ostatnich sekund, a starania dały miejscowym jeszcze trochę radości. Po rzucie rożnym już w doliczonym czasie gry głową piłkę skierował do bramki Aleksandar Katai.
To był ostatni ważny akcent, zatem Zvezda została na dnie grupy i kończy europejską przygodę, a City pierwszy raz w swojej historii kończy fazę grupową z kompletem sześciu zwycięstw.