Zmniejszona zaliczka Rakowa. Xhixha psuje nastroje Medalików, udany debiut Kittela
Na szczęście dla kibiców mistrza Polski, z chmur nad Częstochową przed środowym meczem przestało padać, dzięki czemu komplet publiczności mógł skupić się na walce na boisku. A było na czym, nawet jeśli w pierwszych minutach rywalizacja toczyła się o posiadanie piłki. Zawodnicy Karabachu ruszyli zdecydowanym pressingiem, długo uniemożliwiając gospodarzom przejęcie kontroli.
Dopiero w 14. minucie oglądaliśmy pierwszy strzał – grający świetny mecz Cebula uderzał celnie. Minutę później Raków raz jeszcze próbował przełamać opór gości, ale ponownie nie było efektu. Przy próbach gry na dużej prędkości brakowało precyzji, przez co ataki Medalików kończyły się stratami, a na te czekali mistrzowie Azerbejdżanu.
W 22. minucie o mały włos z okazji nie skorzystał Benzia, ale przestrzelił. Dwie minuty później piłka szła w światło bramki po uderzeniu Leandro Andrade, szczęśliwie wybił ją Svarnas. Piłkarz z Zielonego Przylądka w 32. minucie był jeszcze bliżej, gdy piłka przeszła przez defensywę Rakowa i strzał wchodzącego pomocnika obił słupek.
Końcówka pierwszej partii pozwalała liczyć na gola do szatni dla Medalików, ale skończyło się na kolejnej niewykorzystanej sytuacji. W drugą część meczu Raków wszedł dojrzalej, szybciej ucinając zapędy ofensywne rywali z Azerbejdżanu.
Błędy Karabachu dają przewagę Rakowa
W ofensywie efekty jednak z kolejnymi akcjami nie przychodziły. Sytuację zmienił dopiero rajd Cebuli lewą stroną, po którym piłka jak w pinballu odbijała się od zawodników. Ostatecznie bramkarzowi wprost z rękawic wybił ją Elvin Cafarquliyev i wepchnął czubkiem buta do bramki. Przewaga cenna, niezależnie od walorów estetycznych. Karabach chciał szybko odpowiedzieć, ale ten okres Medaliki przetrwały.
Wyraźnie nie grał swojego najlepszego meczu Władysław Koczerhin, który pod koniec 64. minuty otrzymał piłkę wprost przed bramką i nie wykorzystał sytuacji. Moment później na boisku pojawili się Gustav Berggren, John Yeboah i Fabian Piasecki. Właśnie ten ostatni został nieoczekiwanie bohaterem w 72. minucie, gdy celnie przecinał głową dośrodkowanie Svarnasa. Piłka szła wprost w ręce bramkarza, a mimo to Mahammadaliyev wpuścił ją do bramki. Absolutnie kuriozalna interwencja golkipera.
Dwa ciosy Xhixhy
Wydawało się, że Raków właśnie uzyskał bezpieczną przewagę i Karabachowi chwilę zajmie pozbieranie się po dwóch golach oddanych własnymi błędami. Nic z tych rzeczy, goście błyskawicznie ruszyli do odrabiania strat i zajęło im to mniej niż pięć minut. Doskonale obsługiwany przez Bayramova i Keytę napastnik Xhixha obnażył wszystkie problemy defensywy Rakowa. Najpierw Albańczyk uderzał głową, chwilę później klatką piersiową i z 2:0 zrobił się remis.
Teraz to Medaliki musiały się pozbierać i walczyć o odzyskanie przewagi przed arcytrudnym wyjazdem do Baku. Dawid Szwarga posłał w bój debiutującego Sonny’ego Kittela i dobrze znanego fanom Deiana Sorescu, ale zamiast gola dla Rakowa był dalszy szturm Jeźdźców z Agdamu. Nerwowa, ale też dynamiczna końcówka mogłaby się podobać, gdyby nie gorycz po straconej przewadze.
Kittel na wagę wygranej, przed rewanżem na styku
W 87. minucie mogło być 3:2 dla Azerów, a już sekundy później to Medaliki walczyły o odzyskanie przewagi. Udało się właśnie wprowadzonemu Kittelowi, który w 89. minucie z 20 metrów zmieścił piłkę przy bliższym słupku, po rękach golkipera gości.
Wygrana 3:2 daje co prawda przewagę Rakowowi Częstochowa, ale trener gości Gurban Gurbanow schodził z boiska z zadowoleniem. On wie, że Karabach rządzi dopiero w meczach na swoim gruncie i na to liczy przed spotkaniem rewanżowym. Ten mecz już 2 sierpnia o 18:00.