Chorwacja króluje w dogrywce, w Rotterdamie pokonuje Holandię 4:2
Choć mówimy o dwóch wielkich markach piłki reprezentacyjnej, to po powrocie z Kataru i Holandia, i Chorwacja notowały rozczarowujące występy. Dlatego półfinałowy mecz Ligi Narodów UEFA na rotterdamskim De Kuip miał odpowiedzieć przede wszystkim na pytanie: która z drużyn jest bliżej powrotu do oczekiwanej dyspozycji?
Niemrawe pierwsze 45 minut
Gdyby odpowiedzi miała dostarczyć tylko pierwsza połowa, to brzmiałaby ona: żadna z drużyn. Przez 45 minut obie jedenastki oddały łącznie tylko jeden celny strzał. Jak się okazało, był to strzał na wagę prowadzenia dla Oranje. W 34. minucie niefrasobliwość defensywy Chorwacji otworzyła Holendrom drogę do bramki. Ake doskonale dostrzegł Wieffera, a ten odegrał jeszcze na drugi koniec pola karnego i dał Malenowi okazję do strzału na dalszy słupek.
Pomimo przewagi gospodarzy, pierwsza połowa pozostawała wyrównana. Chorwaci chwilami wydawali się mieć kontrolę, ale przy każdym podejściu pod pole karne brakowało zrozumienia między partnerami lub ostatniego kontaktu. Dokładnie w takiej dyspozycji weszli w drugą połowę, na starcie której Holandia ponownie wyglądała solidniej.
Wielki powrót Chorwacji
Czego Vatreni nie byli w stanie wywalczyć z akcji, to udało się ze stałego fragmentu w 53. minucie. Szukającego sobie miejsce w polu karnym Lukę Modricia sfaulował nieodpowiedzialnie Cody Gakpo i sędzia nie miał wątpliwości, wskazał na rzut karny. Bijlow rzucił się w prawo, a Andrej Kramarić posłał piłkę spokojnie w środek, wyrównując rezultat ku uciesze kilkunastu tysięcy kibiców Chorwacji na trybunach.
Pasywnie grająca Holandia trzymała dyscyplinę, ale tym razem to gospodarzom brakowało atutów w ofensywie. Strzał krwawiącego Gakpo na mniej niż pół godziny przed końcem był pierwszym celnym w drugiej połowie, ale najmniejszego problemu z wyłapaniem nie miał Livaković.
W obronie Oranje prezentowali się niewiele lepiej: dyscyplina taktyczna była, za to brakowało doskoku i walki o piłkę. Przyjezdni z Bałkanów wykorzystali to skwapliwie w 73. minucie, gdy Luka Ivanusec miał w polu karnym czas, wyczekał na idealny moment i podał Pasaliciowi, który dołożył tylko nogę, podnosząc prowadzenie na 2:1.
Holendrzy (znów) ratują mecz na finiszu
Pierwszą reakcją gospodarzy na tę sytuację było podkręcenie tempa, ale chwilę później Chorwaci ostudzili ten zapał, przejmując piłkę i rozgrywając krótkie podania tak długo, aż pojawiała się kolejna okazja do ataku. Oranje ponownie grali bez większej inicjatywy, jasnej koncepcji i lidera, który szarpnąłby i pozwolił wrócić do rywalizacji w półfinale.
Ostatnie minuty były jednak pokazem naporu i determinacji Holandii w ofensywie. Szansę na uratowanie meczu, tuż po upływie 90. minuty, miał Cody Gakpo. Dostał piłkę na 12. metrze przed bramką i tylko celownik zawiódł, minęła słupek ze złej strony. Po nim Nathan Ake sprytnie skierował piłkę w bramkę, tyle że wprost w ręce Livakovicia. Wreszcie, w 96. minucie Noa Lang przypadkiem dostał piłkę na granicy pola karnego i zdołał umieścić ją w siatce mimo gąszczu zawodników przed sobą. Chorwaci wyglądali na zdumionych, ale czy powinni? Przecież nie tak dawno Argentyna nauczyła się, że Holandii nie lekceważy się do samego końca.
Dogrywka: chorwacka specjalność
Z drugiej strony – o Chorwatach i dogrywkach też można by pisać książki. Nic zatem dziwnego, że Chorwaci spokojnie przetrwali pierwsze minuty z dodatkowych 30, gdy Niderlandczycy usiłowali wykorzystać impet z końcówki drugiej połowy. Kolejnym krokiem było ponowne wyjście na prowadzenie i to również udało się Vetrenim podręcznikowo. Modrić oddał piłkę Petkoviciowi przed linią obrony, a ten zgubił De Jonga i z dystansu wstrzelił futbolówkę pod bliższy słupek.
Przygaszeni kolejną straconą bramką gospodarze długo nie mogli znaleźć sposobu na zagrożenie bramce Livakovicia. Pomogła im strata Lovro Majera, która otworzyła drogę Bergwijnowi i Langowi. Ten ostatni posłał jednak piłkę w boczną siatkę, ku rozpaczy holenderskich kibiców.
Później koncertowo grali już tylko Vatreni, jakby nie liczył się cały sezon i prawie dwie godziny meczu w nogach. Najpierw Pasalić posłał piłkę w poprzeczkę po położeniu Bijlowa, a sekundy później Chorwacja dostała drugą jedenastkę. Luka Modrić dał gola na 4:2. W doliczonym czasie piątego gola zaliczył jeszcze Bruno Petković, jednak sędzia nie uznał go po sygnalizacji spalonego.