Gyokeres zapewnił Sportingowi pierwszy od ponad siedmiu lat ligowy triumf nad Porto
Osłabieni wypadnięciem z kadry Coatesa na ostatnim trenigu, gospodarze poniedziałkowego klasyku w Lizbonie i tak okazali się lepsi od wielkiego rywala z Porto. Przyjezdni wygrywali lub – w najgorszym wypadku – remisowali ze Sportingiem we wszystkich meczach od sierpnia 2016 roku.
Poniedziałkowy pojedynek zaczął się od delikatnej równowagi i niezłego poziomu, w którym różnicę zrobił ten, na którego Sporting liczy ostatnio najbardziej: Viktor Gyokeres. To on po 10 minutach gry przyjął piłkę od Matheusa Reisa, pokonał Pepe w obronie i wcisnął piłkę przy bliższym słupku, wprawiając trybuny w ogromną radość.
W pojedynku szybkich i ostrych wymian kolejny cios należał również do młodego Szweda. W doliczonym czasie gry Gyokeres ponownie spowodował euforię na trybunach, gdy przerwana kontra Porto skończyła się błyskawiczną akcją gospodarzy. Stadion celebrował gola do szatni, jednak odebrał go VAR. Decyzja: faul w ataku.
Znany z brutalności Pepe miał na koncie żółtą kartkę już po kwadransie pierwszej połowy, ale na pierwszą bezpośrednią czerwień w sezonie 23/24 zapracował po kilku minutach drugiej części gry. Cios w twarz wymierzony przeciwnikowi sprawił, że ponad 40 minut Porto musiało rozgrywać z 10 zawodnikami. A ponieważ Smoki mają w składzie dwóch Pepe, to sytuacja stała się znacznie prostsza dla komentatorów.
Mając ułatwione zadanie, Lwy nie kazały kibicom czekać na drugiego gola. Tym razem jego autorem był świętujący swój 150. występ w barwach Sportingu Pedro Goncalves. Gola nie byłoby jednak bez asysty Gyokeresa, który w rajdzie sam na sam oddał lepiej ustawionemu koledze piłkę.
Gospodarze pozwolili przyjezdnym pograć piłką w drugiej połowie, ale szans na odrobienie strat nie zostawili. Porto było w stanie wejść na połowę lizbończyków i… niewiele więcej. Raptem jeden celny strzał przy powtarzających się szarżach Lwów to stanowczo za mało, by uratować choćby punkt. Mało tego, Sporting jeszcze raz umieścił piłkę w bramce rywali w 96. minucie, ale i przy tej okazji VAR nie uznał trafienia z powodu faulu w ataku.