San Marino nie wygrało nawet jako faworyt, wkrótce 20 lat od ostatniego zwycięstwa
Podczas gdy piłkarska Polska myślami jest przy barażu z Estonią, w San Marino środa mogła być dniem pierwszej wygranej od 28 kwietnia 2004 roku, gdy jedyne dotąd zwycięstwo udało się wywalczyć kosztem Liechtensteinu. Choć w meczu sparingowym San Marino mierzyło się z ekipą znacznie wyżej notowaną (147. miejsce w rankingu przy 210. gospodarzy), to przyjezdni z Karaibów ostatnio nie mają najlepszego czasu.
W trzech ostatnich meczach reprezentanci St. Kitts and Nevis aż dwukrotnie przegrywali z drużynami nieuznawanymi przez FIFA - reprezentacjami Sint Maarten oraz francuskiej Gwadelupy.
Na narodowym stadionie San Marino w Serravalle Tytani faktycznie wyszli na prowadzenie, gdy Filippo Berardi podszedł do wykonania jedenastki i dał prowadzenie w 20. minucie. Później jednak wyrównał Tyquan Terrell, tuż przed przerwą poprawił Andre Burley, a wkrótce po powrocie z szatni wynik na 3:1 ustalił Harry Panayiotou.
Kolejna porażka, a jednak świetna seria
Tym samym San Marino, choć pierwszy raz od bardzo dawna było uważane za faworyta, przegrało 12. mecz z rzędu, a nie zdołało wygrać 139. kolejnego meczu od kwietnia 2004. Wynik może nie satysfakcjonuje, ale… i tak jest częścią rekordowej serii reprezentacji San Marino.
Po raz pierwszy w jej historii, w czterech kolejnych meczach piłkarze z maleńkiego księstwa zdobywali po jednym golu. Odkąd San Marino jest członkiem FIFA, drużyna zdobywała średnio niewiele ponad jedną bramkę na rok.
Dla samego Filippo Berardiego to drugi z rzędu mecz z golem, których w narodowych barwach ma tym samym trzy. Stał się zatem drugim najlepszym strzelcem w historii reprezentacji, wyprzedzając Manuela Maraniego, a ustępując tylko Andy’emu Selvie.