Opinia: Czuć, to znowu ona. Afera premiowa
Występy w kadrze narodowej powinny być nagrodą, ogromnym wyróżnieniem i powodem do dumy. Mają być złotą kartą w księdze kariery każdego zawodnika, który do niej trafił. Pieniądze są jedynie dodatkiem, a każdy z reprezentantów z założenia powinien być gotowy na grę za darmo. Piękne idee, prawda? Odrzućmy jednak wszelki patos na bok, bo w dzisiejszym skomercjalizowanym świecie i takim też futbolu nie ma zbyt wiele miejsca na szczytne postawy.
Nie widzę nic złego w tym, że piłkarze otrzymują premie za występy w zespole narodowym. W końcu federacje otrzymują ogromne środki z FIFA, a skoro wielu kibiców przerażają sumy, jakimi obraca ta organizacja, to ostatecznie dobrze, że część sztabek złota z tego skarbca trafia do samych zawodników. Rozumiem też, że stanowią one pewien ekwiwalent, wynagrodzenie za poświęcony czas. Piłkarze występujący na najwyższym poziomie mają często bajkowe życie pod względem finansowym, ale faktem jest, że gra na dużym turnieju reprezentacyjnym często oznacza dla nich brak wakacji. No, w przypadku naszych kadrowiczów może po prostu krótszy wypoczynek.
Kwestia "tych" premii, obiecanych rzekomo przez premiera, to jednak zupełnie coś innego. Nazwać tę propozycję niefortunną to jakby nic nie powiedzieć. Tak samo, jak określić jej przyjęcie i negocjacje jako mało eleganckie. Z każdej strony, od początku do samego końca, było to po prostu niegodziwe. Ktoś powinien zareagować już wcześniej, może co najwyżej obrócić wszystko w słaby żart i zamknąć temat przed pierwszym gwizdkiem na pierwszym treningu przed pierwszym meczem na samym mundialu. Ale wszystko to już wiemy.
Mleko się jednak rozlało i ktoś musiał to posprzątać. Zamiast tego, jak to czasem bywa w męskim gronie, duzi, wydawało się, panowie zdecydowali, że zgodnie nie będą tej plamy zauważać. Zakładając zapewne, że jakoś sama się rozniesie pod butem innych spraw. W sumie każdego, kto orientuje się świecie zawodowego sportu, to nie dziwi. Różni pijarowcy i specjaliści od marketingu szybko doradzili swoim podopiecznym, aby nie wypowiadali się na ten temat w ogóle, a najlepiej to odsyłali wścibskich dziennikarzy do nich, bo mają już gotową odpowiedź. Każdy taką samą. Zaraz przecież wszyscy o tym zapomną, po co brudzić sobie rączki. I pewnie ich założenia nie były bezpodstawne. Kto dzisiaj pamięta o niby-też-aferze związanej z ochroniarzem kadry, który miał okazać się groźnym przestępcą? Albo o tym, że Didier Deschamps zaprosił, a później przy pierwszej okazji spakował Karima Benzemę i posłał go z powrotem do Europy?
Afera premiowa okazała się jednak twardszym chwastem, niż przypuszczali. Wcześniej różni piłkarze rzucali półgębkiem jedynie jakieś mikro-wypowiedzi, ale ostatnio pękł Łukasz Skorupski, który widocznie stwierdził, że jednak nie jest mu to obojętne. Taka reakcja po takim czasie pokazuje, że wielu zawodnikom wcale nie było łatwo przejść z tym tematem do porządku dziennego. Coś ich tam jednak gnębi, coś czasem wybudza w nocy, coś może przypomina się w momentach radości i psuje całą zabawę.
Zła wiadomość dla wszystkich pozostałych jest taka, że będzie to robić dalej. Zamieciona pod dywan wypada po trochu przy każdej możliwiej okazji i tak już będzie. Choć teoretycznie wszystkie ostatnie dzwonki już wybiły, to dziwię się, że jednak pojedynczo czy w grupie kadrowicze jeszcze nie zdecydowali się na jakiś konkretny komunikat, wyjaśnienie. I oczywiście przeprosiny.
Dziwię się, ponieważ zakładam jeszcze jedno. Wszystkim naszym piłkarzom życzę udanego życia także po karierze zawodniczej. Czy to w futbolu, czy w innej branży. Zakładam przy tym, że ze względu na swoje doświadczenie, miłość do dyscypliny oraz ambicje wielu z nich zechce dalej pracować w świecie piłki nożnej. W charakterze trenerów, działaczy, a może agentów i ekspertów. A część z nich być może trafi to sztabu reprezentacji Polski? I co wtedy? A wtedy kwestie związane ze "słynną przed laty aferą" znów zostaną wyciągnięte przez redaktorów i samych kibiców. Tak samo, jak bywa to w przypadku byłych piłkarzy i trenerów "umoczonych" w różnym stopniu w dawnej aferze korupcyjnej. Nikt nie da im o tym zapomnieć.
Wątpię, aby ktoś w tej kwestii zdecydował się w końcu zachować odważnie i odezwać się do kibiców, choć po cichu na to liczę. Ta afera - używam tego określenia ostatni raz - może być jednak bardzo pouczająca dla młodych i początkujących piłkarzy, którzy dopiero będą wchodzić do profesjonalnych szatni.
Kiedy zaczną odnosić pierwsze sukcesy, odezwą się do nich sponsorzy, przedstawiciele firm marketingowych i różni pachnący drogimi perfumami partnerzy biznesowi. Będą chcieli pomóc im w zarobieniu dodatkowych, pokaźnych często sum na swoich umiejętnościach czy wizerunku. Nie ma nic złego w tym, że w sposób uczciwy młodzi zawodnicy zdecydują się korzystać z tego typu przywilejów, które zapewnia dzisiejszy świat futbolu. Muszą jednak pamiętać o prawdzie starej jak świat - ostatecznie każdy odpowiada za siebie sam. Można się wygłupić, zrobić coś zbyt pochopnie, nie przemyśleć, dać się ponieść tłumowi. To zdarza się każdemu. Zawsze trzeba jednak umieć przyznać się do błędu i za niego przeprosić lub z niego się wytłumaczyć. Brak odpowiedzi nie jest bowiem odpowiedzią, tylko zwyczajnym tchórzostwem. Od odpowiedzialności nie uchronią żadni przedstawiciele i rzecznicy. I nie da się przed nią schować nawet w największych willach, bo na ich ścianach zawsze wiszą proporcjonalnych rozmiarów lustra.