Crnac ratuje remis Rakowa z Legią w końcówce, coraz ciaśniej w czołówce
Raków Częstochowa – Legia Warszawa (1:1)
Raków z nowym bramkarzem między słupkami (Sahinović), Legia z zupełnie nowym trenerem, choć Goncalo Feio pracował już i w Częstochowie, i w Warszawie. Widać było od pierwszych minut, że obie drużyny solidnie rozpracowały swoich rywali: gra miała wysoką intensywność, a jednak nie było otwarcia dla którejkolwiek z ekip. Gdy Medaliki zdawały się zyskiwać przewagę i blisko decydującego kontaktu byli Crnac czy Drachal, po kwadransie na prowadzenie wyszła Legia. Po wrzucie z autu Pankov wrzucał piłkę na głowę Pekharta, a ten pokonał Sahinovicia.
Raków próbował wyrównać, choć przy nisko grającej obronie Legii ta sztuka się nie udała. Nieoczekiwanie wykop z głębi własnej połowy wypuścił Johna Yeboaha przed bramkę, a ten pokonał Hładuna. Radość szybko ukrócił liniowy – Niemiec był na minimalnym spalonym. Jeszcze przed końcem pierwszej połowy – po domniemanym faulu Augustyniaka na Jeanie Carlosie – miejscowi domagali się karnego. Sędzia Lasyk nie przyznał rzutu. Po raz drugi, tym razem już z podglądem na ekranie VAR, Lasyk mógł dać Rakowowi jedenastkę po 10 minutach drugiej połowy, ale ponownie się na to nie zdecydował.
Zmuszony do odrabiania Raków musiał często się otwierać, co z kolei dawało Legii możliwość szybkiego wychodzenia z kontratakami. Żadna z drużyn nie mogła jednak ponownie umieścić piłki w bramce. Najbliżej szczęścia wydawał się Koczergin, który po 70. i po 80. minucie dwukrotnie posyłał petardy zza pola karnego, każdorazowo z wysiłkiem bronione przez Hładuna. Raków się jednak nie zatrzymał i w końcówce Crnac wyrównał po wrzutce Tudora. Legia mogła przechylić szalę w 90. minucie, ale Sahinović zdał egzamin, nogą broniąc ostatnie uderzenie. Remis!
Puszcza Niepołomice – Lech Poznań (2:1)
Po mizerii meczu w Mielcu, ten w Krakowie zaczął się bardzo efektownie. Po paru minutach Puszcza już mogła prowadzić po zamieszaniu polu karnym i zablokowanym strzale, a chwilę później bliski szczęścia był Kolejorz, a pierwszy gol meczu padł już w 7. minucie. Tyle że nie po tej stronie, po której wszyscy typowali. Zapolnik poradził sobie z dwoma obrońcami, oddał Hajdzie, a ten huknął. Mrozek wybronił, ale po wybiciu piłka spadła przed Majchrzaka, który otworzył wynik.
Ten dzwonek ostrzegawczy nie obudził poznaniaków, dlatego niepołomiczanie nie zamierzali poprzestać na jednym udanym kontrataku. Po 22 minutach gry rzut wolny świetnie wykonał Serafin, a Artur Craciun zaliczył doskonały strzał głową, który dał prowadzenie 2:0. I to również nie było ostatnie słowo Żubrów, które szarżowały do końca pierwszej połowy, przy kompletnej nieskuteczności rywali. Roman Jakuba był bliski gola głową już po 40. minucie, a w doliczonym czasie Puszcza domagała się karnego, pozostając do końca w tercji defensywnej Lecha.
Poznaniaków żegnały gorzkie okrzyki kibiców, dlatego trener Rumak posłał na boisko Szymczaka i Milicia od 46. minuty. Nic to nie dało, niepołomiczanie trzymali się solidnie. Po kwadransie weszli również Marchwiński i Czerwiński, a i to nie pomogło przyjezdnym – w ostatnie minuty wchodzili z jednym niegroźnym strzałem wymagającym interwencji bramkarza, jeszcze z pierwszej połowy. Nie tylko taktycznie, ale też pod względem dojrzałości w grze indywidualnej lepiej wyglądali gospodarze i dopiero w 87. minucie zimna krew Mikaela Ishaka dała kontaktowego gola Lechowi. Ale nawet sześćdoliczonych minut nie pomogło, Lech poległ w Krakowie!
Stal Mielec – Widzew Łódź (0:0)
Po rozbiciu Ruchu przez Pogoń w drugim piątkowym meczu, pierwsze starcie soboty rozpoczęło się niemrawo, by nie powiedzieć sennie. Sąsiedzi w tabeli rozgrywają udaną wiosnę i sprawiali wrażenie, jakby nie chcieli tego zepsuć. Sytuacji podbramkowych było niewiele, destrukcja działała bez zarzutu, a efektem było tylko jedno uderzenie wymagające interwencji golkipera. Oddał je Igor Strzałek, ale Rafał Gikiewicz nie miał żadnych problemów. To Widzew był wprawdzie częściej pod bramką mielczan, tyle że z akcji i stałych fragmentów udało się wypracować tylko cztery niecelne uderzenia.
Świadomi niedosytu po pierwszej części, piłkarze obu zespołów odważniej weszli w mecz po zmianie stron i po prawie 10 minutach drugiej połowy Fabio Nunes dostał piłkę z lewego skrzydła przed bramką. Tyle że Piotr Wlazło wejściem wybił mu z głowy gola. To Widzew wydawał się zmierzać po prowadzenie, ale impet wkrótce opadł. Atakująca rzadziej Stal w 79. minucie powinna była prowadzić, ale Meriluoto nie pokonał Gikiewicza, który łydką wybił piłkę po strzale. Bronić musiał też Kochalski w końcówce, gdy Rondić szukał szansy z ostrego kąta. Tyle? Tylko tyle, nic więcej się nie wydarzyło.