Derby Poznania dla Lecha, przełamanie Stali w Łodzi
Lech praktycznie nie ma już szans na obronę tytułu mistrza kraju i musi się skupić na walce o miejsce w "czwórce", aby ponowie zagrać w europejskich pucharach. Kolejny krok ku realizacji tego celu Kolejorz zrobił w sobotę, pokonując w derbach piątą w tabeli Wartę. Oba gole – w 34. i 88. minucie – zdobył kadrowicz Michał Skóraś.
W drugiej połowie nie popisał się snajper numer jeden i kapitan lechitów Mikael Ishak. Szwed z rzutu karnego trafił w poprzeczkę, a następnie skierował do siatki piłkę głową i cieszył się z gola. Tyle że zgodnie z przepisami egzekutor "jedenastki" może z dobitką pospieszyć tylko w przypadku odbicia piłki przez bramkarza... Niektórzy koledzy z drużyny lepiej znali przepisy, bo ich reakcja wskazywała, że mają świadomość, iż gol nie może zostać uznany. Sędzia Daniel Stefański podyktował rzut wolny dla Warty.
Przed tygodniem Ishak, który wraz z Jesusem Imazem z Jagiellonii Białystok z 11 bramkami otwiera klasyfikację strzelców, także zmarnował karnego w meczu z Pogonią Szczecin (2:2).
W samej końcówce rozmiary porażki mógł zmniejszyć Adam Zrelak, ale także zmarnował "jedenastkę". Intencje Słowaka wyczuł Filip Bednarek i obronił jego uderzenie.
Kolejorz, którego w czwartek czeka pierwsze spotkanie z Fiorentiną w 1/4 finału Ligi Konferencji, ma 47 punktów. Traci osiem do Legii, 14 do Rakowa, ale utrzymał trzy "oczka" przewagi nad Pogonią, która w sobotę też wygrała.
Portowcy wraz z Cracovią w Wielką Sobotę stworzyły ciekawe widowisko przed 17-tysięczną publicznością w Szczecinie. Po obfitującym w sytuacje podbramkowe meczu gospodarze zwyciężyli 3:2 i ciągle aspirują do pozycji medalowej. Gola na wagę trzech punktów zdobył Alexander Gorgon, a wszystkie pozostałe też były działem obcokrajowców.
Pasy po dobrym początku rundy w ostatnich sześciu spotkaniach nie potrafiły wygrać i z 35 pkt są na dziewiątej pozycji.
O radosne święta dla siebie i swoich kibiców zatroszczyli się też piłkarze mieleckiej Stali. W drugim występie pod wodzą trenera Kamila Kieresia odnieśli pierwsze w tej rundzie zwycięstwo – w Łodzi pokonali 2:0 Widzew, który w niczym nie przypomina zbierającej zewsząd pochwały drużyny z jesieni.
Łódzki beniaminek, który w pierwszej części sezonu usadowił się w czołówce tabeli, wiosną wygrał tylko jedno z 10 spotkań, do tego po golu w trzeciej minucie doliczonego czasu gry. Sobotnia porażka była trzecią z rzędu przed własną publicznością.
Widzew z dorobkiem 38 punktów jest wciąż szósty w tabeli, a mielczanie – pierwsza w tym sezonie drużyna, która rozpoczęła mecz wyłącznie w "krajowym" składzie – mają cztery mniej i plasują się na 10. pozycji.