Dwa szybkie ciosy i poprawka, Korona ucieka ze strefy spadkowej
Mecz otwarcia 10. kolejki PKO BP Ekstraklasy nie zapowiadał się jako wielki hit, w końcu walczyły potęgi najwyżej regionalne: Stal Mielec i Korona Kielce. Stadion przy Solskiego wypełnił się jednak do ostatniego miejsca, a zachęceni dobrymi wynikami kibice z Mielca i okolic oczekiwali kolejnego kompletu punktów.
Po pierwszych minutach trudno było zgadnąć po grze, kto jest na 7. miejscu w tabeli, a kto o 10 pozycji niżej. Obie drużyny umiały przenieść ciężar gry, podrywały się do ataku, tyle że bez konkretów. Kibicom serca mogły przyspieszać w okolicach obu bramek, jednak finału nie było. W okolicach 20. minuty wydawało się, że miejscowi ukąszą pierwsi, jednak nieudana akcja dała Złocisto-Krwistym szansę na szybką kontrę.
Korona ruszyła żwawo, a Nono długim dośrodkowaniem z prawego skrzydła znalazł Jauhienija Szykaukę. Ten głową nie dał szans Kochalskiemu. Po 21 minutach było 1:0, a już minutę później fani Stali łapali się za głowę po raz drugi. Fatalny błąd w obronie pozwolił przyjezdnym na przejęcie piłki. Czyżycki doskonale znalazł Remacle’a podaniem na dobieg, a ten wsunął futbolówkę pod dalszy słupek.
Stal nie tylko miała problem z otrząśnięciem się, ale też Korona nie była nasycona. Przy wolniejszym tempie przyjezdni wydawali się kontrolować grę, a miejscowi nie mieli choćby niecelnego strzału. Z pomocą przyszły okoliczności. W pozornie niegroźnej sytuacji Trojak zagrał piłkę ręką, a Krystian Getinger pewnie wykorzystał jedenastkę.
Wywalczony szczęśliwie, ale cenny dla wszystkich widzów: ten gol bardzo ożywił i wyrównał mecz, a z biegnącymi minutami Stal Mielec coraz bardziej zbliżała się do wyrównania. Trzykrotnie celował Hinokio i jeszcze w doliczonym czasie gry Ehmann miał szansę na gola. W połowie meczu był jednak wynik 1:2.
O ile po pierwszej połowie niektórym fanom mogły jeszcze zostać wypieki, o tyle pierwszy kwadrans po zmianie stron skutecznie zmniejszył apetyty. Gra była szarpana, posypały się kartki i dopiero w 65. minucie fani oraz piłkarze Stali złapali się za głowy. Po główce Ehmanna górą był Dziekoński. Obaj trenerzy wykonali już pierwsze zmiany i zdecydowanie bardziej ze swojej decyzji może cieszyć się Kamil Kuzera. 21-letni Jakub Konstantyn potrzebował tylko 10 minut na boisku i już miał na koncie gola strzelonego z lewego skraju pola karnego, po przejściu z piłką prawie połowy boiska.
Zmuszona do desperackich ataków Stal biła głową w ścianę coraz mocniej z każdą umykającą minutą. Przyjezdnym wystarczyło już tylko użycie destrukcji do gaszenia nadziei miejscowych. To wystarczyło, nawet jeśli w 90+4. minucie Stal zdołała zmniejszyć rozmiary porażki drugim golem. Do główki najlepiej wyskoczył Bert Esselink, ale nawet nie cieszył się po tym golu – wiedział, że na trzecią bramkę czasu nie będzie.