Gol "z połowy" upokarza Zagłębie Lubin, Górnik wychodzi z czerwonej strefy
Zagłębie Lubin i Górnik Zabrze sąsiadami w tabeli już bywali, ale żeby te drużyny grały przeciwko sobie na granicy strefy spadkowej? Takich obrazków w PKO BP Ekstraklasie nie zwykliśmy oglądać. Za to w piątkowy wieczór widać było w Lubinie walkę dwóch zdeterminowanych drużyn, z których każda miała szansę przeskoczyć Śląsk Wrocław w tabeli.
Czy była to walka piękna piłkarsko? Niekoniecznie, zresztą kibice Zagłębia – znając grę swojej drużyny – wypełnili nieliczne z krzesełek na stadionie. Co innego zabrzanie, ci nie zostawili wolnej przestrzeni w sektorze gości i gromko wspierali zawodników Górnika. Na boisku fajerwerków co prawda nie było, ale nie brakowało pomysłowej gry i w ciągu 20 minut każda z drużyn oddała po trzy strzały, przynajmniej po jednym groźnym.
Po półgodzinie gry blisko szczęścia byli zabrzanie, gdy po wrzutce Janzy z wolnego piłka trafiła w poprzeczkę. Jak się okazało, piłkę skierował… Jakub Świerczok. Choć chwały mu to nie przynosi, właśnie w tej chwili Świerczok był najbliżej gola. Wcześniej głową strzelał Olkowski, potężnie z dystansu uderzał Yokota i choć to Zagłębie częściej atakowało, to ataki Trójkolorowych były groźniejsze.
Ostatecznie oba zespoły do szatni schodziły jednak z niedosytem, bez bramek. Za to w drugiej odsłonie udało się wynik otworzyć stosunkowo szybko. Pierwszy po przerwie rzut rożny dla Górnika na bramkę zamienił główką w 51. minucie Emil Bergstrom po precyzyjnej wrzutce Janzy.
Zabrzanie chcieli pójść za ciosem i podwyższyć prowadzenie, podczas gdy trener Waldemar Fornalik musiał reagować na kompletną niemoc swojej drużyny. Mieli odrabiać straty, a zamiast tego tracili piłkę jeszcze na swojej połowie. Przed godziną gry zeszli Świerczok i Chodyna, ale niewiele to zmieniło.
Zabrzanie atakowali dalej, a Miedziowi w drugiej połowie nie mogli zaliczyć choćby strzału w trybuny. W 62. minucie Krawczyk przelobował bramkarza i Górnik świętował 2:0. Feta nie trwała długo, zawodnik był na spalonym. Co arbiter (słusznie) zabrał przyjezdnym, to oddał gospodarzom po długiej analizie VAR, dyktując karnego zaledwie pięć minut później. Do strzału podszedł Filip Starzyński, ale Bielica dostał prezent – strzał był zbyt słaby, zbyt czytelny i zbyt daleko od słupka, by golkiper go nie wyłapał.
Choć trudno w to uwierzyć, dopiero w 80. minucie Zagłębie zdołało wyprowadzić pierwszą w drugiej połowie akcję zakończoną strzałem, niecelnym. Od tego momentu jednak Miedziowi niemal nie wychodzili spod pola karnego przyjezdnych, szukając bramki na wagę ratowania choćby punktu. Czas był po ich stronie, bo sędzia dołożył aż 10 minut.
I właśnie w 10. minucie doliczonego czasu Zagłębie wykonywało rzut rożny pod bramką Górnika. Zawodnikom z pola pomagał Dioudis i to okazało się gwoździem do trumny gospodarzy. Choć po przejęciu piłki przez zabrzan Grek zaliczył imponujący sprint, to wtaczającej się do bramki piłki nie dogonił. Pacheco wytrzymał presję i strzelił przepięknie z ponad 40 metrów, mijając obrońcę.