Górnik wciąż niepokonany, jeden strzał Cracovii to za mało
Gdyby te zespoły spotykały się po sześciu kolejkach, nastroje byłyby zupełnie inne: Górnik był przedostatni, Cracovia w czołówce jako jedna z dwóch ostatnich niepokonanych drużyn. Przed poniedziałkowym meczem Trójkolorowi wyszli jednak ze strefy spadkowej pewnym krokiem, a Pasy utknęły na ostatnim miejscu ponad czerwoną zapadnią.
W praktyce dzielił je jednak tylko punkt różnicy po niezłym okresie, w którym i Górnik, i Cracovia pokazywały całkiem strawny futbol. W ataku obu zespołów szansę w poniedziałkowym meczu otrzymali młodzi zawodnicy, którzy pokazali się niedawno w Pucharze Polski: Kapralik u gospodarzy i Śmiglewski u krakowian. Cracovia miała znacznie większy apetyt na grę piłką w pierwszych minutach, momentalnie szukając odbioru i szansy na pójście do przodu. Pierwszą groźną sytuację stworzyli jednak miejscowi, gdy Musiolik próbował z ostrego kąta pokonać Madejskiego po kwadransie gry.
Pomimo niemałego wysiłku obu ekip, w pierwszej połowie dominującym czynnikiem w meczu był przypadek: duża niedokładność podań, zbyt częste straty czy faule i w efekcie jak na lekarstwo sytuacji podbramkowych. Dopiero tuż przed zejściem do szatni kotłowało się kolejno pod bramkami Madeskiego i Bielicy, wciąż jednak bez efektu.
Najlepsze zostawili na drugą połowę? Na pewno na to liczyli kibice Górnika, który ostatnio po przerwie zrobił ŁKS-owi pogrom. Ale i Cracovia w trzech ostatnich meczach ciosy zadawała bliżej końca meczu. Poprawa wyraźnie była po stronie Trójkolorowych. Najpierw świetnie do główki wyskoczył Kapralik, ale piłka minęła bramkę. Chwilę później Yokota w swoim stylu zszedł do środka i huknął, ale Madejski bardzo dobrze go przeczytał. Trzecim akcentem było uderzenie Daniego Pacheco i w pięć minut Górnik zdziałał więcej niż w całej pierwszej połowie.
Wydawało się, że Pasy przetrwały okres naporu Górnika, który bił głową w mur bez większego efektu. Jednak wprowadzony na ostatni kwadrans Paweł Olkowski odmienił obraz sytuacji. Po wrzucie z autu z 82. minuty piłkę wrzucił mu w pole karne Damian Rasak, a Olkowski zdołał przyjąć przed bramką i nie dać szans Madejskiemu.
Dopiero ten cios sprawił, że Cracovia obudziła się w drugiej połowie i zaczęła szukać punktów, które wymykały się z rąk. Daniel Bielica został sprawdzony tylko raz w całym meczu: w 89. minucie do strzału z dystansu doszedł Myszor, ale jego rakieta pod poprzeczkę została przez golkipera zabrzan została sparowana poza światło bramki. Za mało i za późno, Cracovio, Górnik Zabrze kończy 14. kolejkę PKO BP Ekstraklasy na wysokim, ósmym miejscu!