Hit kolejki dla Śląska. Wrocławianie znokautowali Legię i znów liderują w tabeli
Kibice, którzy w słoneczne popołudnie zapełnili Tarczyński Arena we Wrocławiu, od samego początku oglądali dynamiczne widowisko, w pełni zasługujące na miano spotkania kolejki. Obie drużyny prezentowały swoje ofensywne oblicza, a akcja regularnie przenosiła się z jednej połowy na drugą. W drużynie Legii aktywnością wyróżniał się Paweł Wszołek, który sprawiał sporo problemów obrońcom Śląska. Pierwszą dogodną okazję miał z kolei Marc Gual, ale czujnością po jego strzale wykazał się Rafał Leszczyński.
Po dwudziestu minutach rywalizacji znaczną przewagę w posiadaniu piłki (68:32) wypracowali sobie zawodnicy Kosty Runjaicia, którzy coraz częściej gościli pod polem karnym rywali. W kolejnej fazie spotkania do głosu doszli podopieczni Jacka Magiery, jednak trudno było im przedrzeć się przez świetnie zorganizowaną defensywę stołecznego zespołu.
W 23. minucie wrocławianie mieli doskonałą okazję po kontrataku, ale strzał Piotra Samca-Talara sprzed szesnastki o centymetry minął słupek bramki strzeżonej przez Kacpra Tobiasza. W końcówce pierwszej połowy tempo spotkania nieco spadło, ale tuż przed przerwą po potężnym uderzeniu Guala gospodarzy uratowała poprzeczka.
Magiczne sześć minut
Druga odsłona spotkania rozpoczęła się od mocnego uderzenia Śląska. Po uwolnieniu się spod opieki obrońców Samiec-Talar posłał fantastyczne podanie do Petra Schwarza, a czeski pomocnik technicznym strzałem przy dalszym słupku zapewnił swojej drużynie prowadzenie.
Zdobyta bramka napędziła gospodarzy, a w 63. minucie bliski uzyskania kolejnego trafienia był Erik Exposito, aktualny lider tabeli strzelców. Hiszpan oddał mocny strzał z rzutu wolnego, ale golkiper warszawskiej ekipy zdążył z interwencją. Chwilę później sędzia Piotr Lasyk był zmuszony przerwać spotkanie na kilka minut ze względu na zbyt duże zadymienie spowodowane racami.
Zaraz po wznowieniu gry kolejną szansę na 10. gola w sezonie miał Exposito i tym razem jej nie zmarnował. Napastnik wykorzystał świetne podanie od Samca-Talara i po rajdzie niemal przez całą połowę pokonał Tobiasza. Fani miejscowych jeszcze celebrowali tę bramkę, a już mogli cieszyć się z kolejnego gola. Tym razem to asystent przy dwóch pierwszych trafieniach umieścił piłkę w siatce strzałem z bliskiej odległości po świetnym rozegraniu przez Matiasa Nahuela.
Kanonada w wykonaniu Śląska trwała nadal. W 77. minucie, niemal po identycznej akcji jak przy pierwszej bramce, prowadzenie na 4:0 podwyższył Exposito. W tym momencie Legia była już na łopatkach, a kibice WKS-u powoli rozpoczynali wielkie świętowanie.
W ostatnich minutach trener gości posłał na boisko Blaża Kramera oraz Ernesta Muciego, jednak żaden z nich nie był w stanie wpłynąć na wynik. Do siatki trafił Wszołek, ale gol nie został uznany z powodu spalonego.
Legia tego popołudnia była już bezradna. Śląsk dzięki fantastycznej drugiej połowie zdeklasował rywali i wrócił na pierwsze miejsce w tabeli PKO BP Ekstraklasy.
"Mecz toczył się w fantastycznej atmosferze, ale cieszyłem się tym tylko do wyniku 0:0. Na pewno to była świetna reklama ekstraklasy, szkoda tylko, że przegraliśmy" - przyznał trener Legii Kosta Runjaic.
Aby znaleźć poprzednią porażkę Legii 0:4 w ekstraklasie, wcale nie trzeba daleko się cofać. 11 września 2022 roku stołeczny zespół przegrał w takich rozmiarach na wyjeździe z późniejszym mistrzem Rakowem Częstochowa.
Warszawska drużyna przez wiele tygodni obecnego sezonu spisywał się znakomicie, ale sobotnia porażka jest już jej czwartą z rzędu, z czego trzecią w ekstraklasie. W efekcie podopieczni Runjaica spadli na piąte miejsce w tabeli (20 pkt, jeden mecz zaległy). Lider Śląsk zgromadził już 26 pkt.
Dla podopiecznych Jacka Magiery, w przeszłości piłkarza i trenera Legii, to ósme zwycięstwo w dziewięciu ostatnich meczach ligowych.
Cracovia remisuje w roli gości na własnym stadionie
W pozostałych sobotnich spotkaniach Puszcza Niepołomice, występująca w roli gospodarza na stadionie Cracovii, zremisowała z miejscowym zespołem 1:1. Natomiast Lech pokonał u siebie ŁKS 3:1.
W roli trenera ostatnich w tabeli łodzian zadebiutował Piotr Stokowiec. Początek pracy miał jednak bardzo trudny - w meczu w Poznaniu jego zespół był raczej skazywano na porażkę, co potwierdził przebieg pierwszej połowy.
"Kolejorz" prowadził 2:0 po dwóch golach Mikaela Ishaka. ŁKS nie zamierzał się poddawać, w 64. minucie kontaktową bramkę zdobył Stipe Juric, ale ostatnie słowo należało do gospodarzy. W 81. minucie wynik efektownym uderzeniem z lewej strony ustalił Kristoffer Velde.
Lech awansował na trzecie miejsce (23 pkt), natomiast ŁKS, który doznał już dziewiątej porażki w sezonie, pozostał na ostatnim (7).
W piątek Piast Gliwice zremisował z Pogonią Szczecin 0:0 (pierwszy remis "Portowców" w sezonie i już ósmy Piasta), a Jagiellonia pokonała u siebie KGHM Zagłębie Lubin 3:0.
Ekipa z Białegostoku jest - oprócz Śląska - największą rewelacja rundy jesiennej. Podopieczni Adriana Siemieńca, dla których to czwarte zwycięstwo z rzędu (trzecie w ekstraklasie), z dorobkiem 25 pkt awansowali na pozycję wicelidera.
Broniący tytułu, czwarty obecnie Raków (22 pkt, mecz zaległy), zmierzy się w niedzielę o 17.30 na wyjeździe z piętnastym Górnikiem.
Wcześniej tego dnia Radomiak podejmie Koronę Kielce, a w meczu przyjaźni na trybunach Widzew Łódź, osłabiony brakiem wielu czołowych piłkarzy (m.in. Bartłomieja Pawłowskiego, Sebastian Kerka, Frana Alvareza i Serafina Szoty), zagra z Ruchem Chorzów.
Obecną kolejkę zakończy poniedziałkowy mecz Stali Mielec z Wartą Poznań.