Jagiellonia dwukrotnie goniła wynik, Korona nie pozwoliła faworytom wygrać
Jagiellonia pozostaje jednym z objawień sezonu 2023/24 – trzyma się miejsca na podium Ekstraklasy i w ostatnich ośmiu meczach ligowych tylko raz przegrała. Trener Adrian Siemieniec tonował jednak nastroje przed wyjazdem na kielecką Suzuki Arenę, bo Korona również nie przegrała już od sześciu starć w Ekstraklasie.
Trener Dumy Podlasia chyba wiedział, co mówi, ponieważ podopieczni Kamila Kuzery od pierwszych minut pokazywali się z bardzo dobrej strony. Przez ponad 20 minut Jaga miała spore problemy z wyprowadzeniem piłki na dłużej poza własną połowę. Problemy były też pod bramką, pierwsze na własne życzenie. W 8. minucie Zlatan Alomerović zdecydował się na dalekie wyjście i pojedynek biegowy z Jauhienijem Szykauką. Przegrał i Białorusin strzelił, ale piłkę przed linią zatrzymał Skrzypczak.
Po raz pierwszy piłka załopotała jednak w siatce gospodarzy, nie gości. W 35. minucie Hansen dograł na głowę Naranjo, a ten z bliska nie chybił. Radość była przedwczesna, Hiszpan był na spalonym. Dla równowagi, gola ze spalonego przez moment celebrowali również kielczanie na kilka minut przed przerwą. Po doskonałej akcji na nieznacznym spalonym był dogrywający Remacle’owi Dawid Błanik.
Obie ekipy nieźle neutralizowały zagrożenie, choć lepiej zadanie domowe odrobili kielczanie: samego tylko Marczuka na spalonym łapali do przerwy trzykrotnie. Obrona Jagi była bardziej chaotyczna i to zemściło się jeszcze przed zejściem do szatni. Sacek wślizgiem podciął Remacle’a w polu karnym i Karol Arys (po weryfikacji VAR) odgwizdał karnego. Była już 49. minuta, gdy Nono nie dał szans Alomeroviciowi.
Choć oglądaliśmy 45 minut bez celnego strzału Jagi, to widowisko było szybkie i ciekawe w wykonaniu obu żółto-czerwonych ekip. Gol kielczan do szatni dawał gwarancję, że białostoczanie wrócą żądni szybkiego wyrównania. Przy zneutralizowanych Marczuku i Wdowiku ciężar wziął na siebie ten, na którego od lat w Jagiellonii mogą liczyć: Jesus Imaz. W 57. minucie to on przeciął doskonałe dośrodkowanie Adriana Diegueza. Zderzył się boleśnie z Xavierem Dziekońskim, ale przede wszystkim skierował piłkę wprost do siatki.
Złocisto-Krwiści z Kielc nie wyglądali jednak jak drużyna, która wisi tuż nad strefą spadkową. A na pewno nie zamierzali w dolnych rejonach tabeli pozostać i już 10 minut po wyrównaniu odzyskali prowadzenie. Tym razem Martin Remacle posłał piłkę w pole karne. Wyskoczył do niej Dominick Zator, ale ostatecznie skupił tylko na sobie uwagę zawodników Jagi, pozwalając piłce wpaść do siatki przy dalszym słupku.
Wiceliderzy Ekstraklasy nieoczekiwanie znaleźli się na musiku na niespełna pół godziny przed końcem regulaminowego czasu. Okazję na wyrównanie miał sam przed bramką Naranjo, ale posłał piłkę w górne trybuny. Na kwadrans przed końcem swoje podejście ze stałego fragmentu zanotował Bartłomiej Wdowik – jego uderzenie pod poprzeczkę z wolnego sparował czujnie Dziekoński.
Co nie udało się regularnym wykonawcom, tego dokonał 18-letni Jakub Lewicki. Wszedł na mniej niż kwadrans i już po czterech minutach miał gola na koncie. Doskonale dostrzegł go z lewej strony Taras Romańczuk, który posłał piłkę poza zasięgiem obrony, a nastolatek przeciął tuż przed próbującym ratować bramkę Dziekońskim.
Kto spodziewał się piorunującej końcówki – jak z meczu Korona-Puszcza – ten mógł czuć niedosyt po kolejnych minutach. Rwana gra obu zespołów nie pozwalała tworzyć klarownych sytuacji, odpowiedzi nie dawały też kolejne rzuty rożne. Ostatecznie kolejne bramki nie przyszły, Korona i Jagiellonia po solidnym widowisku podzieliły się punktami.