Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Jagiellonia pogrążyła Lechię, która tkwi w strefie spadkowej

Michał Karaś
Jesus Imaz nie strzelił już trzech z rzędu prób z 11. metra
Jesus Imaz nie strzelił już trzech z rzędu prób z 11. metraProfimedia
Wystarczył jeden strzał Tarasa Romanczuka, by wypchnąć Jagiellonię Białystok w górę tabeli, a Lechię Gdańsk docisnąć do ekstraklasowego dna. Wynik w pełni sprawiedliwy, Lechia z jednym celnym strzałem szukała na wyjeździe tylko guza, nie punktów.

Kto komu spuści lanie w lejkę? Pierwszy z trzech poniedziałkowych meczów PKO BP Ekstraklasy był pojedynkiem o życie. Jagiellonia i Lechia straciły niedawno trenerów i żadnego z zespołów nie mógł przy Słonecznej w Białymstoku satysfakcjonować remis. Lechia wchodziła w mecz na przedostatnim miejscu, a Jaga tylko o punkt nad czerwoną strefą tabeli.

I choć to Lechii na wyniku powinno zależeć znacznie bardziej, to przyjezdni z Pomorza w mecz weszli rekreacyjnie, jakby nie czując presji. To otworzyło drogę do ofensywnej gry zawodnikom gospodarzy, którzy przez całe 45 minut pierwszej połowy dominowali i golem pachniało coraz mocniej z każdą chwilą.

Najpierw, w okolicach 27. minuty bardzo dobry strzał głową posłał Michał Pazdan, ale przed linią bramkową piłkę wybijał jeden z obrońców. Jeszcze w tej samej akcji padł kolejny strzał, tyle że nad bramką. Niedługo potem wrzutka spadła idealnie pod nogi Tarasa Romanczuka, który huknął solidnie. Niestety dla gospodarzy – wprost w ręce Kuciaka. 

Na dwie minuty przed przerwą strzelał Nene, ale piłkę w polu karnym zatrzymał Maloca. Nieprzepisowo, zagrał ręką. Dlatego sędzia natychmiast uciął pretensje gości i wskazał na wapno. Do wykonania jedenastki podszedł Jesus Imaz, który ostatniego karnego nie wykorzystał. Tak też było tym razem – mocny strzał był sygnalizowany i poszedł tam, gdzie już wcześniej rzucił się Dusan Kuciak. Słowak jednak wyszedł za linię, dlatego sędzia nakazał powtórkę. Za drugim razem Imaz podciął piłkę w środek i Kuciak zdążył wrócić na pozycję, wyłapując piłkę pewnie. Hiszpan nie strzelił więc trzeciej z rzędu próby z 11. metrów.

Biało-Zieloni wyszli z szatni z dwiema zmianami (Kubicki i Diabate zastąpili De Kampsa i Friesenbichlera). Trzecią – i znacznie ważniejszą – była jednak zmiana nastawienia. Lechia wreszcie zaczęła atakować i to ona była bliżej gola. Jaga uderzała już rzadziej, choć okazje też mieli, jak rajd Israela Puerto po godzinie gry, zwieńczony strzałem minimalnie nad bramką.

Paradoksalnie, ten bezbramkowy mecz dwóch potencjalnych spadkowiczów oglądało się w drugiej połowie nieźle, ponieważ ataki szły na jedną i drugą bramkę. Ale tylko "nieźle", ponieważ zbyt często jakość zagrań niweczyła wysiłki i do zagrożenia samej bramce nie dochodziło. Wreszcie, w 84. minucie rzut rożny dla Jagiellonii otworzył wynik. Zostawiony sam sobie w polu karnym Taras Romanczuk miał czas i miejsce, by przymierzyć. Nie musiał nawet wyskakiwać. Piłka po jego główce efektownie przemknęła pomiędzy dwoma obrońcami i przy słupku weszła do bramki. 

Trener Badia pospieszył z ostatnimi zmianami w ekipie przyjezdnych, za to gospodarzom spieszyć się przestało. Wynik już mieli, wystarczyło wytrzymać kilka minut z Biało-Zielonymi, którzy nie strzelili gola od prawie 270 minut. I faktycznie, nie stanowiło to problemu. Lechia zdołała jeszcze oddać parę strzałów, ale żadnego w światło bramki.

Po poniedziałkowym starciu Lechia grzęźnie na przedostatnim miejscu i jest coraz bliżej spadku. Jagiellonia za to oddycha z ulgą, lądując tuż za połową tabeli.

Statystyki meczu Jagiellonia-Lechia
Statystyki meczu Jagiellonia-LechiaOpta by Stats Perform
Wil jij jouw toestemming voor het tonen van reclames voor weddenschappen intrekken?
Ja, verander instellingen