Kolejna katastrofa Radomiaka, Śląsk rozpracowany przez Stal Mielec
Śląsk Wrocław - Stal Mielec (0:1)
Po niespodziewanej porażce z Pogonią tydzień temu Śląsk Wrocław stracił pozycję lidera Ekstraklasy i do meczu ze Stalą Mielec podchodził pod presją: to był wypadek przy pracy czy maszyna z Wrocławia stanęła? Pierwszą groźną próbę w meczu dostarczył Ilja Szkuryn, z kolei po drugiej stronie w jednej akcji Kochalski zatrzymał i Petkova, i Janasika. Ciekawe otwarcie, a później obroty spadły – mielczanie skupiali się na niweczeniu (zaskakująco niemrawych) wysiłków gospodarzy, czekając na okazję do zadania ciosu. Udało się tuż przed przerwą: z wolnego po ziemi Getinger wysłał piłkę Szkurynowi, a ten położył Petkova i uderzył poza zasięgiem bramkarza.
W reakcji na sytuację Jacek Magiera wprowadził Patryka Klimalę i ruszyła lawina ataków WKS-u, z których najwięcej emocji wzbudzały próby Erika Exposito. Mateusz Kochalski bronił jednak jak w transie (w ocenie Flashscore bohater meczu), zwłaszcza gdy sparował na poprzeczkę świetne uderzenie Hiszpana z wolnego w 66. minucie. Później jednak uścisk Wojskowych się rozluźnił, a żadna z pięciu zmian Magiery nie okazała się katalizatorem, na jaki można było liczyć. Wynik już się nie zmienił, a Śląsk przegrał drugi mecz z rzędu, jednocześnie tylko raz w ostatnich pięciu (!) pojedynkach ligowych zgarnął komplet punktów.
Radomiak Radom – Pogoń Szczecin (0:4)
Radomiak zaczął wiosnę bez kluczowego jesienią Pedro Henrique, do tego od wyjazdowego lania 0:6 z Cracovią. Choć pojedynek z Pogonią mógł być szansą na rehabilitację, to zawodnicy Zielonych wyszli na boisko jakby na kontynuację pogromu w Krakowie – bez ikry, zagubieni, zdani na rywali. Zanim zdążyli oddać celny strzał, przegrywali już 0:1 po golu Ulvestada, obsłużonego perfekcyjnie przez Kamila Grosickiego. To 10. asysta "Grosika", moment po której przyszła czerwona kartka dla bramkarza radomian, Gabriela Kobylaka. Wejście kolanem w głowę Koulourisa skończyło się karnym, a nierozgrzany Majchrowicz nie obronił strzału Grosickiego. By dopełnić obrazu katastrofy, przed przerwą dublet miał już Ulvestad, dla którego to piąty gol w sezonie, a trzeci w ciągu tygodnia.
Mając pewny wynik, Portowcy nie naciskali już równie mocno po przerwie, miejscowi zresztą prezentowali wyższą dyscyplinę defensywną i szukali przynajmniej bramki honorowej, jeśli nie okazji do rozpoczęcia rimonty. Do żadnego z tych scenariuszy ostatecznie nie doszło, za to Jens Gustafsson skorzystał z komfortu, by dać czas młodzieżowcom. I właśnie jeden z nich, 18-letni Patryk Paryzek, po zaledwie 10 minutach zaliczył gola, pieczętując wynik w 92. minucie.