Reklama
Reklama
Reklama
Więcej
Reklama
Reklama
Reklama

Ligowy semafor: Dłuższy urlop Nalepy, powroty pełne jakości oraz nowe-stare kontrowersje

Ligowy semafor: Dłuższy urlop Nalepy, powroty pełne jakości oraz nowe-stare kontrowersje
Ligowy semafor: Dłuższy urlop Nalepy, powroty pełne jakości oraz nowe-stare kontrowersjeProfimedia
Pierwsza kolejka PKO BP Ekstraklasy sezonu 2024/25 przeszła do historii. Spotkania zapewniły nam zarówno spory ładunek emocji i goli, jak i wartych omówienia kontrowersji. Oto nasze subiektywne podsumowanie najważniejszych wydarzeń premierowej rundy rozgrywek.

Światło czerwone. Jak kartka Nalepy

Za chwilę z chęcią odniosę się do pozytywnych aspektów pierwszej kolejki, których naprawdę nie brakowało, ale na początek niestety trzeba wspomnieć o nieprzyjemnej sprawie. A był nią z pewnością faul Michała Nalepy. Niebezpieczne faule czy wręcz takie, które powodują u rywala kontuzje, bywają zwyczajnym przypadkiem. Po prostu, czasem dodatkowe zamieszanie, źle postawiona stopa czy poślizg wpływają na większy impet, a efekt jest przykry. W tym przypadku mamy jednak do czynienia z takim zagraniem, które od samego początku jest pozbawione sensu: przewinienie jest brutalne, a dodatkowo nie przynosi żadnej korzyści, gdyż akcja toczyła się jeszcze na połowie Legii.

Luquinhas mógł nabawić się poważnej kontuzji, jednak na szczęście wszystko skończyło się  dobrze. Nalepa z kolei otrzyma dodatkowy czas, by nieco ochłonąć i zanotować "drugi debiut" w tym sezonie, oby z większym rozsądkiem.

Światło pomarańczowe. Sędziowie i przepisy znów w akcji

Z błędnymi decyzjami sędziów też bywa różnie. Niektóre są tylko krzywdzące, a jeszcze inne doprowadzają do zaostrzenia gry i nieprzyjemnej atmosfery. Wówczas zawodnicy, zamiast skupić się na budowaniu akcji, szukają okazji do zemsty na przeciwnikach. Takie skutki miało niepodyktowanie faulu w meczu Motoru Lublin z Rakowem Częstochowa, kiedy Fran Tudor został powalony na murawę przez Mathieu Scaleta. Z kolei w meczu Jagiellonii skrzywdzeni zostali nie tylko piłkarze, ale i kibice. Pierwsi nie otrzymali rzutu karnego po zagraniu ręką Jakuba Serafina, drudzy w jednej z kolejnych sytuacji musieli czekać na decyzję arbitra prawie cztery minuty, by ten potwierdził pozycję spaloną.

Dodatkowo wciąż chyba wszyscy czujemy się zagubieni w gąszczu interpretacji dotyczących właśnie dotknięcia piłki rękami, bo np. w meczu Lecha z Górnikiem Soichiro Kozuki nie mógł zrobić zbyt wiele, by tego uniknąć, a jednak jedenastka została podyktowana. Ech, nie tak to powinno wyglądać!

Światło zielone. Udane i jakościowe powroty

Do tej pory byliśmy przyzwyczajeni, że powroty niektórych zawodników czy trenerów do naszej ligi nie były zbyt udane. To znaczy zazwyczaj bywały wygodne dla piłkarza czy klubu, jednak nie podnosiły poziomu gry czy samych rozgrywek, a o to przecież chodzi. Tym razem wydaje się, że jest inaczej. Wspomniany Luquinhas zanotował całkiem udany epizod w MLS, nieco mniej w rodzimej lidze i zdecydował się na powrót do Warszawy. Już pierwszy mecz pokazał, że wprowadzi on do ligi przynajmniej walory estetyczne, bo na jego balans ciałem, dokładność zagrań czy po prostu chęć ofensywnej gry chce się przychodzić na stadion lub włączać ekran czegokolwiek. 

Na ławkę Rakowa wrócił z kolei jeden z najlepszych specjalistów wśród polskich szkoleniowców. Mam nadzieję, że wykorzystał przerwę należycie i nabrał sił, bo z pewnością jego nieobecność była stratą dla całego naszego futbolu. Cieszy mnie również to, że trener porozumiał się także z Dawidem Szwargą w sprawie dalszej współpracy, co pokazuje, że w polskim klubie może panować profesjonalizm i rozsądek, zamiast pychy czy ego różnych jego członków. Podsumowując, jeśli powroty to tylko jakościowe!

Autor: Joachim Lamch
Autor: Joachim LamchFlashscore
Wil jij jouw toestemming voor het tonen van reclames voor weddenschappen intrekken?
Ja, verander instellingen