Ligowy semafor: dramaty i nadzieje Lecha, zdradliwe umysły piłkarzy oraz prawdziwy wyścig
Światło czerwone. Jak zapomnieć? Popatrzeć w przyszłość
"Poznań miasto doznań" - głosiło znane hasło, ale przynajmniej obecnie kibicom Kolejorza kojarzy się ono fatalnie. To co wydarzyło się na stadionie ich drużyny w niedzielne późne popołudnie jest naprawdę trudne do wytłumaczenia. Nieuznany gol Legii i niewykorzystany karny - to okazało się za mało. Gospodarze zrobili wszystko, by spotkanie zakończyło się maksymalnym upokorzeniem z odwiecznym rywalem. Dwie bramki samobójcze Blazicia i Salamona trafiły nawet do cotygodniowych "Najlepszych momentów weekendu".
Nie będę się jednak więcej pastwił nad graczami Lecha, których raczej po takim "show" jest zwyczajnie żal. Zwłaszcza lidera defensywy, który wiele razy jako jeden z nielicznych pokazywał charakter i był jej ostoją, ale tym razem i on musiał zakryć twarz ze wstydu.
Fanom z Poznania należy się raczej jakieś pocieszenie. Co może być promykiem nadziei? Ano przede wszystkim słabość pozostałych przeciwników. Zwycięstwa w dwóch pozostałych spotkaniach z Widzewem i Koroną mogą im jeszcze zapewnić miejsce na podium, a więc i udział w europejskich pucharach. Drugą ważną informacją jest to, że w Poznaniu obecny jest nowy szkoleniowiec drużyny Niels Frederiksen, który już teraz będzie diagnozował problemy drużyny i postara się wydobyć ją z tego marazmu. Chyba wszyscy jesteśmy ciekawi czy mu się to uda.
Światło pomarańczowe. Umysł jako broń obosieczna
Kibice w Polsce są świadomi ograniczeń wielu zespołów Ekstraklasy i wykazują się wobec nich cierpliwością oraz rozsądkiem w przypadku oczekiwań. Wielu fanów liczy jednak, że ewentualne braki w umiejętnościach, wszelkiej jakości i predyspozycjach fizycznych będą nadrabiane charakterem. Z pewnością inaczej wyobrażali sobie poniedziałkowy ciepły wieczór fani Radomiaka. Ich zespół miał za zadanie zdobyć przynajmniej punkt, by zapewnić sobie bezpieczne utrzymanie. Dodatkowo grał z pewnym spadku Ruchem. Efekt? Przegrana 0:2 i niepotrzebne nerwy niemal do samego końca.
A wcale nie musiało tak być. Gospodarze mieli w tym meczu mnóstwo dogodnych okazji, spotkanie w pojedynkę mógł rozstrzygnąć lider Rafał Wolski. Ruch nie grał wybitnie, po prostu konsekwentnie i co być może było kluczowe, już bez plączącej czasem nóg presji. Ale i to pokazuje, jak wielkim problemem w polskim futbolu zaczyna być przygotowanie mentalne. Czynnik, który jest poważnie traktowany w wielu topowych rozgrywkach, przez najlepszych trenerów na świecie i promowany przez choćby Wojciecha Szczęsnego czy Łukasza Piszczka. Warto posłuchać zawodników, którzy mieli lub mają do czynienia z futbolem na najwyższym światowym poziomie.
Światło zielone. Ile można czekać?
Śląsk i Jagiellonia wreszcie zagrały jak przystało na faworytów w wyścigu o tytuł. Obie drużyny odniosły przekonujące domowe zwycięstwa, odpowiednio z Cracovią i Koroną, w których dodatkowo nie straciły bramki. Szkoda, że dopiero na koniec sezonu, ale nie ma co narzekać. Oby to zwiastowało pasjonujące ostatnie dwie kolejki, w których zobaczymy już prawdziwą ucztę, z wieloma bramkami i emocjami.
Uprzywilejowana jest oczywiście ekipa z Białegostoku, która ma dwa punkty przewagi nad zespołem z Wrocławia. Ale kto będzie zaskoczony, jeśli na koniec wszystko się pozmienia? Tak czy inaczej, skórki od banana zostały już gęsto rozrzucone. Można przygotowywać popcorn, bo cokolwiek się wydarzy, z pewnością będzie już tylko ciekawie.