Ligowy semafor: Gdzie podziała się wiara w Lecha, wyścig żółwi oraz dzielni beniaminkowie
Światło czerwone. Kto wierzy w Lecha?
Zastąpienie Johna van den Broma trenerem Mariuszem Rumakiem miało być nowym otwarciem w klubie z Poznania. Nowy-stary szkoleniowiec, który doskonale orientuje się w jego realiach, planował wykorzystać słabość rywali i na dobre włączyć drużynę w walkę o mistrzostwo Polski. Tak, w ostatnich dniach wiele osób zaczęło wątpić, czy to, że ktoś długo pracował w jakimś miejscu, ma w ogóle znaczenie. Moim zdaniem jednak tak, choć na pewno nie jest to czynnik główny. Tak naprawdę rola trenera to przecież podejmowanie mnóstwa decyzji każdego dnia, godziny czy nawet minuty, kiedy mówimy już o samym meczu. Może to wyda się głupie i banalne, ale kiedy w zasadzie nie musisz poznawać imion pracowników klubu, na pamięć znasz drogi (i skróty) do bazy treningowej, swobodnie przemieszczasz się po korytarzach, to oszczędzasz w ten sposób ogromne zasoby energii. To jeszcze bardziej istotne przy ocenie samych graczy, a przecież ewentualny trener zza granicy widziałby ich na oczy po raz pierwszy.
Wpadka z Puszczą Niepołomice była niezwykle bolesna dla wszystkich związanych z Kolejorzem i obnażyła większość słabości zespołu. Ale rzucę kolejnym banałem, przecież właśnie w takich momentach poznaje się siłę i ducha drużyny. Lech nie jest w znakomitej dyspozycji, zatem można było śmiało przewidzieć, że po drodze pojawi się jeszcze kilka spodziewanych oraz niespodziewanych problemów. Czerwone światło należy się klubowi nie za ten wstydliwy wynik, ale reakcję. Zamiast na drugi dzień od razu uciąć wszelkie plotki i okazać wsparcie trenerowi, który przecież będzie miał ogromną determinację, by zmazać tę plamę, znowu zaczęły się nerwowe ruchy. A nawet jeśli są to tylko domysły dziennikarzy, to tym bardziej należało je szybko wyprostować. To już ostatni moment, by pokazać klasę - więcej wiary Lechu!
Światło pomarańczowe. Wyścig winniczków
Wydawało się, że końcówka rozgrywek nabiera rumieńców i wynagrodzi nam wszelkie nudy z poprzednich tygodni. Jak się jednak okazało, wszyscy faworyci zawiedli. Oczywiście najmniejsze pretensje można mieć do Jagiellonii, która ostatecznie przecież nie jest Bayerem i wszystkich meczów nie wygra. Spotkanie z Cracovią zaczęło się szczęśliwie i nieszczęśliwie zarazem, bo po samobójczym golu Virgila Ghity szybko przyszła czerwona kartka dla Adriana Diegueza, lidera defensywy i dotychczas chyba najlepszego środkowego obrońcy sezonu.
O Lechu już było, zatem nagana należy się jeszcze Śląskowi. Drużyna z Wrocławia w 2024 roku zanotowała zaledwie 9 punktów i o dziwo wciąż znajduje się na podium, co doskonale obrazuje, z jak marnym wyścigiem mamy do czynienia. A kibic Ekstraklasy wcale nie jest przecież rozpieszczony, nikt nie oczekuje tiki-taki, ale jednak jakiegoś przyzwoitego tempa (punktowania) ma prawo wymagać. Tak jak w poprzednim przypadku i tu zostało niewiele czasu, ale wciąż wszyscy faworyci mają szansę zrehabilitować się i sprawić, abyśmy pamiętali już naprawdę tylko ostatnie spotkania kampanii.
Światło zielone. Waleczni beniaminkowie
Zwykle skupiamy się na górze tabeli, ale skoro liderzy zawodzą, to należy spojrzeć również na drugą jej stronę. Jasne, Ruchowi ta kolejka wyjątkowo nie wyszła i choć marne to pocieszenie, to jednak należy docenić chęć gry w piłkę mimo wszystko. Natomiast brawa należą się ŁKS-owi, który pokonał zawsze niebezpiecznego Radomiaka, a dodatkowo (a może tym bardziej) własne słabości, bo nie jest łatwo grać z pozycji outsidera i skazańca. Trener Marcin Matysiak wykonuje świetną pracę, która przynosi naprawdę niezłe efekty. Może zatem znajomość klubu ma większe znaczenie?
W korytarzach swojego na pewno orientuje się Tomasz Tułacz, który wciąż unosi dzielną Puszczę na powierzchni. W jej gęstwinie zagubił się teraz Kolejorz, co może oznaczać, że zespół z Niepołomic wyręczy nieco faworytów i zapewni nam emocje w walce o utrzymanie. Dodatkowo zrobi to niezwykle efektownie, bo przecież podziwianie tych stałych fragmentów gry to przyjemność i zabawa dla każdego konesera, nawet tego, który na drużyny z tych rejonów patrzy niechętnie. Odwaga, chęci, pomysł - ostatecznie to zawsze zapewnia korzyści i przynosi satysfakcję.