Ligowy semafor: Śląsk tkwi w niemocy, drzwi – Hamulić 1:0, fotel lidera czeka na Jagę
Światło czerwone. Wicemistrz gwiazdą jednego sezonu? Szkoda by było
Trzy mecze, dwa punkty i kolejny koszmarny start sezonu dla Śląska Wrocław. Wicemistrzowie Polski mają na koncie jedną bramkę, czyli nikt w całej Ekstraklasie nie zaliczył mniej trafień. Koszmar zwłaszcza w kontekście europejskich ambicji, nawet jeśli te zgasną jeszcze w obecnym tygodniu (oby nie, ale bądźmy realistami). Jasne, nikt nie spodziewał się poprawy skuteczności po zastąpieniu Erika Exposito Sebastianem Musiolikiem, ale WKS wciąż ma swój potencjał w ofensywie, kompletnie niewykorzystany. Jedynego dotąd gola w sezonie dał im dotąd zmiennik Tommaso Guercio, a pozostali wciąż nie mogą się wstrzelić i nawet przewaga jednego zawodnika nie pozwoliła im wygrać z Widzewem.
Oczywiście, Gikiewicz był prawdziwym kotem w bramce, rzucając się na wszystko i łapiąc pazurami, a jednak z bólem ogląda się nieskuteczność wrocławian. Są iskierki nadziei – Schwarz, Cebula czy Arnau Ortiz wykazywali, że chcą wziąć na siebie ciężar, tylko kiedy drużyna go dźwignie? Korona Jacka Zielińskiego, również z jednym golem na koncie, czeka w kolejce i jeśli z kielczanami nie pójdzie, to trudno sobie wyobrazić przełamanie z kolejnymi Legią i Pogonią, a taki start sezonu może skutecznie spuścić resztki powietrza z balonika, który udało się nieźle napompować w minionym sezonie. To byłby cios nie tylko dla Wojskowych, ale dla całej ligi.
Światło pomarańczowe. Hamulić przegrał z drzwiami, znów się za nim zamkną?
To jeden z tych ananasów, w przypadku których słowo „barwny” jest używane dla przykrycia kompletnie niezrozumiałych zachowań. Said Hamulić potrafił błyszczeć na boisku w Mielcu, za to w szatni lepiej wychodziło mu antagonizowanie kolegów. Powrót do Ekstraklasy mógł być korzystny dla Widzewa i całej ligi, pod jednym wszakże warunkiem: że nie wykręci czegoś na starcie. I tego warunku Hamuliciowi spełnić się nie udało. Gdy nie został wytypowany na mecz ze Śląskiem uderzył w drzwi tak mocno, że złamał rękę.
Prezes Michał Rydz może obracać sprawę w żart, że "klub porządny, to i drzwi solidne", ale kibicom RTS-u chyba trudno się śmiać. Bo – trzymając się znanego przysłowia – to ich (ukochany!) cyrk, więc też ich małpy. Hamulić na razie ma za sobą rozmowy wychowawcze, przed sobą przerwę od gry spowodowaną własną głupotą, ale otwarte pozostaje pytanie, co jeszcze czeka go w Widzewie.
Światło zielone. Jaga nie gra, liga czeka
W czwarty weekend sezonu aż pięć zespołów mogło wyprzedzić lub zrównać się z Jagiellonią Białystok, która przełożyła swój mecz w staraniach o grę w Lidze Mistrzów. To wyjątkowo miłe z ich strony, że postanowiły solidarnie poczekać na powrót mistrzów z Norwegii, z tarczą czy na tarczy.
Raków z Lechem zagrały za słabo, by zapracować na wygraną, choć indywidualna rola Mrozka w tym meczu to bardzo wysokie loty. Legia co prawda walczyła w Krakowie co najmniej jak w Brondby, ale nie tylko została zatrzymana trzeci raz z rzędu – miała sporo szczęścia, że z Puszczą Niepołomice nie przegrała. Widzew również jest w pozycji szklanki do połowy pełnej po remisie w osłabieniu ze Śląskiem, a Piast Gliwice – który wydawał się najbliżej sukcesu – ponownie potwierdził, że wyjście na prowadzenie to jedno, a utrzymanie go to osobna sztuka. Czy czeka nas kolejny sezon wyścigu żółwi o czołowe lokaty? Byłoby dalece przedwczesne sugerowanie czegoś takiego, gdy sezon jeszcze na dobre nie wszedł w swój rytm. Na razie jednak Jagiellonia może odetchnąć z ulgą, że pod jej nieobecność fotel lidera czeka.