Ligowy semafor: Stadiony pełne i otwarte, tylko tej Pogoni żal
Światło czerwone. Portowcy pogonieni nawet przez swoich kibiców
Kryzysy zdarzają się w każdej drużynie i nic w tym nowego. Problem ma John van den Brom w Lechu czy Jan Urban w Górniku, ale w Pogoni wygląda na to, że pożarów jest aż za dużo i nie dotyczą wcale samego trenera. Mówi się o konflikcie w sztabie, kibice mają ogromne pretensje do prezesa Mroczka, a w Lubinie piłkarzy schodzących z boiska żegnały okrzyki pokroju "wypier...ać, szmaciarze".
W pewnym sensie frustracji kibiców trudno się dziwić. Pomimo trzech z rzędu porażek bez zdobytego gola w 300-kilometrową trasę ruszyło grubo ponad tysiąc fanów ze Szczecina. Nie tylko fanatyków, ale i rodzin, bo Portowcy mają zróżnicowaną widownię. Widownię, którą trzeba pielęgnować, a tymczasem po zapowiedziach sprzed sezonu już dziś zostały tylko zgliszcza. Z pucharów odpadli na drugim rywalu (fakt, losowanie nie było łaskawe), seria porażek pozwala rozstać się z myślą o historycznym mistrzostwie, a przecież Mroczek obiecywał walkę o trofeum.
To jeszcze nie katastrofa, ale cztery porażki bez zdobytej bramki każą zadać pytanie, czy w przerwie reprezentacyjnej nie dojdzie do trzęsienia ziemi w Szczecinie. A jeśli dojdzie, to czy przyniesie pożądane skutki...
Światło żółte. Nie (tylko) poklepujmy niepełnosprawnych
7. kolejka PKO BP Ekstraklasy przebiegała pod hasłem Stadiony bez barier. To akcja koordynowana przez Federację Kibiców Niepełnosprawnych, o której usłyszymy jeszcze nie raz (trwa do 18 września). Projekt ma podkreślić, że areny sportowe to miejsce również dla osób z rozmaitymi niepełnosprawnościami. Właśnie dlatego mecze w całej Polsce rozpoczynali fani i zawodnicy na co dzień żyjący z niepełnosprawnością.
Nic tylko przyklasnąć? Otóż nie. Przyklasnąć tak, ale usuńmy ze zdania "nic", bo do przyklaśnięcia ograniczać się nie można. Szacunek dla osób z niepełnosprawnościami to oczywiście podstawa, szczególnie że w wielu przypadkach tacy kibice czy zawodnicy sami musieli walczyć o swój status w klubach piłkarskich i rozepchać się łokciami. Najgorsze, co z tą akcją można zrobić, to zagłaskać. Nie chodzi przecież o wystawianie laurek i klepanie osób z niepełnosprawnością (a tym bardziej siebie, w końcu to doskonały PR) po plecach, że oto mamy otwartą ligę. Ano mamy, tyle że zawdzięczamy to w znacznej mierze oddolnej determinacji osób z niepełnosprawnością, które nie bały się zrobić "wjazdu z bramą" do rodzimej piłki.
Wciąż pozostaje sporo do zrobienia w kwestii dostępności sportu dla niepełnosprawnych. Z roku na rok rosną amp futbol czy blind futbol, ale ich finansowanie wciąż stanowi ograniczenie. Nasze stadiony, choć nowoczesne, posiadają znacznie więcej wygrodzeń utrudniających życie osobom z ograniczeniami ruchowymi niż w innych krajach europejskich, co jest po części efektem bezkrytycznego stosowania się do nie zawsze merytorycznych zaleceń policji. Czy jest źle? W żadnym razie, ale może być lepiej i dobrze byłoby o tym pamiętać przy okazji #StadionyBezBarier. Przed PZPN, klubami i ligą wciąż sporo pracy.
Światło zielone. Jednak kochamy tę Ekstraklapę
Latami wyśmiewana za kiksy, a krytykowana za korupcję czy chuligaństwo, polska liga ma się lepiej niż sądziliby ci, którzy jej nie oglądają. W obecnym sezonie rozeszło się już prawie 400 tys. wejściówek, a przecież każdy z czołowych klubów przekładał któryś ze swoich meczów.
Dziś nikogo już nie dziwi informacja, że w jeden weekend na polskich stadionach pęka bariera 100 tys. osób, a w zakończonej właśnie kolejce pojawiło się ich 118 697. I byłoby znacznie więcej, gdyby stadiony w Radomiu i Częstochowie nie były za małe w stosunku do zapotrzebowania. Jeszcze 15 lat temu czegoś takiego jak "za mały stadion" w kraju w zasadzie nie mieliśmy.
Dziś komplety mecz w mecz zaliczają nie tylko zespoły z małymi stadionami, notuje je również Legia Warszawa, która nigdy jeszcze nie miała tak wysokiej średniej widowni (26 303). Śląsk Wrocław – pomimo fatalnego startu rozgrywek – dziś jest oglądany chętniej niż w sezonie mistrzowskim (średnio 18 172 osoby, o prawie 1,5 tys. więcej niż w 2011/12). I owszem, zimą chętniej zostaniemy w domach, Rosołek nie raz jeszcze potknie się o piłkę zamiast strzelić gola, a Rafał Kurzawa też pewnie jeszcze usłyszy uszczypliwości od fanów Pogoni, ale warto docenić, że będzie miał od kogo to usłyszeć.