Ligowy semafor: Trudno znaleźć słowa, trudne warunki, trudno się nie zachwycić
Światło czerwone. Wyciągnijmy wnioski z tragedii
Są takie sytuacje, kiedy wynik i sport w ogóle stają się drugorzędne, jeśli nie całkowicie pozbawione znaczenia. W takiej znaleźli się kibice Widzewa, a szczególnie rodzina fana, który zmarł po reanimacji wskutek zasłabnięcia na sobotnim meczu w Łodzi. Jeszcze w przerwie meczu wydawało się, że niepokojące zdarzenie skończy się szczęśliwie, ze szpitala dotarła wiadomość o odzyskaniu przez poszkodowanego przytomności. Finał w sobotni wieczór był jednak tragiczny – kibica nie udało się uratować.
Dodatkowej goryczy zdarzeniu dodało zachowanie niektórych przyjezdnych, zwłaszcza jednego, który w trakcie reanimacji na stadionie wykrzyczał "zdychaj, k...wo". A że dźwięk wyłapał realizator, sprawa odbiła się szerokim echem. Radomiak zareagował prawidłowo, zapowiadając dożywotni zakaz stadionowy dla kogoś, kto zachował się tak bezmyślnie. Szkoda czasu na epitety i moralizowanie, pozostaje oczekiwać konsekwentnego zachowania Radomiaka w tej sprawie, podczas gdy w Widzewie trwa żałoba.
Wyciąganie konsekwencji wobec autora wypowiedzi nie jest jednak tak istotne, jak wyciągnięcie wniosków na przyszłość. Bo sytuacje omdleń i konieczność reanimacji na stadionie nie są rzadkością. Co można zrobić? Widzew, który już angażuje się w inicjatywy prozdrowotne, może dodatkowo postawić na edukację personelu i szerzej – kibiców. Niektóre kluby prowadzą programy instruktażowe dla fanów, jak ilustruje poniższy klip od Cardiff City.
Sami fani mogą przede wszystkim pomóc, zachowując czujność i szybko reagując, gdy widzą, że osobie obok coś się dzieje. W takich sytuacjach może nie być czasu na martwienie się, czy wypada reagować – po prostu trzeba. Trzeba też sprawnie wezwać pomoc, zapewnić ratownikom dostęp do osoby poszkodowanej, a najlepiej być przygotowanym do rozpoczęcia reanimacji zanim nadejdzie pomoc.
Światło pomarańczowe. Zima zaskoczyła nie tylko drogowców
Pierwszy tak trudny zimowy weekend dał się we znaki wszystkim – opóźnione czy odwołane pociągi, wykolejone tramwaje, a na stadionach czasem brak możliwości wystarczająco sprawnego odśnieżania muraw, na których – nawet z podgrzewaniem – zbyt szybko przybywało śniegu. Ostatecznie w weekend konieczne było odwołanie 12 meczów na szczeblu centralnym, w tym dwóch na najwyższym poziomie rozgrywkowym.
Tam, gdzie udało się zagrać, niejednokrotnie kluby zawdzięczały to swoim wiernym fanom. Kibice przyszli z pomocą choćby Cracovii, a we Wrocławiu wspólnie z Jackiem Magierą ratowali boisko treningowe Śląska. Podobne sceny oglądaliśmy w Kołobrzegu i ostatecznie futbol z zimą nie przegrał, choć... żaden z wymienionych klubów swojego meczu również nie wygrał.
Światło zielone. A im wciąż się chce
Analizując pozytywy 17. kolejki Ekstraklasy i wydarzenia na jej zapleczu, miałem na oku kilku solidnych kandydatów do pochwał. Genialny mecz rozegrał przecież Karol Knap, zresztą cały przebieg pojedynku Cracovii z Ruchem był widowiskiem, którego trudno było spodziewać się od którejolwiek z drużyn. Na zwycięskie tory z zadziwiającą łatwością wróciła Legia Warszawa, ale wciąż mówimy o kolejce, w której najlepszą bramką uznano strzał Kristoffera Velde w gęstym śniegu.
Nie ujmując niczego coraz częściej strzelającemu napastnikowi Lecha, warunki zwyczajnie nie sprzyjały wielkiej piłce. W ogóle nie sprzyjały wychodzeniu z domu, a jednak ogromnej rzeszy ludzi i tak się chciało. We Wrocławiu został ustanowiony nowy rekord grudnia. Jeszcze nigdy w historii Ekstraklasy tak gigantyczna liczba nie oglądała meczu w tak trudnych warunkach – Śląsk podał równe 40 tysięcy!
Widzew niby odnotował najsłabszy wynik w sezonie, ale w przypadku widowni w Sercu Łodzi to wciąż oznacza imponujące 15 467 osób. Nawet ten tysiąc fanów Warty w odległym Grodzisku robi wrażenie, choć jeszcze większe zrobiła grupka 117 przyjezdnych z Białegostoku - szaleńców, którzy w fatalnych warunkach jechali 540 kilometrów w jedną stronę, by wspierać swój klub. Jeśli to nie mówi nam o magii futbolu, nawet tego siermiężnego i rozgrywanego w śniegu, to co?