Ligowy semafor: Wojskowi z Wrocławia muszą się otrząsnąć, Wojskowi z Warszawy już to zrobili
Światło czerwone. Ostatni dzwonek dla Śląska
Po porażkach z Pogonią czy nawet ze Stalą Mielec można było liczyć, że to tylko chwilowe trudności. Portowcy we Wrocławiu mieli swój dzień, mielczanie dodatkowo sporo szczęścia, że gospodarze nie zdołali się odgryźć. Dziś jednak jesteśmy u półmetka ligowej wiosny, za nami siedem meczów, do końca zostało osiem. Wojskowi wygrali tylko raz. Na rywalach z czołówki zdobyli jeden z dziewięciu możliwych punktów, potykając się też o potencjalnych spadkowiczów.
Erik Exposito wprawdzie się przełamał, ale problem nieskuteczności w drużynie pozostaje, wykraczając daleko poza ofensywę. Śląsk z jesieni potrafił – choćby w męczarniach oglądanych przez większość meczów w Grodzisku czy Krakowie – przechylić szalę na swoją korzyść lub dowieźć korzystny rezultat z autobusem przed bramką. Śląsk z wiosny pozwolił Piastowi Gliwice odebrać sobie w końcówce szansę na wyjazdową wygraną. I trudno byłoby twierdzić, że Piastowi wyrównanie się nie należało.
Przycichł więc profil dyrektora sportowego Davida Baldy na X, a Jacek Magiera na kolejne pytania dziennikarzy odpowiada niezachwianą wiarą w zespół i nadzieją, że ruszą z miejsca. Nadzieją słuszną, bo kadra Śląska jakość niezaprzeczalnie ma. Przed sezonem pewnie braliby w ciemno obecną pozycję, a jednak trend musi uruchamiać syreny alarmowe – wicelider jest o trzy punkty od spadku poza ciasną strefę pucharową, co może zabić europejskie aspiracje i uderzyć w budowanie dużego "brandu", nad którym we Wrocławiu pracują. Spadki widowni w meczach u siebie już widać, a kalendarz przełamania nie ułatwi. Warta Poznań to specjaliści od psucia krwi, Górnik ma znacznie lepszą wiosnę, a później wyjazd na Stadion Wojska Polskiego, gdzie Legia w każdym meczu walczy o uratowanie sezonu.
Światło żółte. Kobylaka powtórka z Puszczaka
Byłem na feralnym meczu Polski z Kolumbią na Śląskim, pamiętam tamto niedowierzanie i od lat ciąży mi, że jedna sytuacja tak boleśnie zaważyła na wizerunku Tomasza Kuszczaka. Puszczak stało się obelgą i określeniem typu bramki jednocześnie, a po sytuacji z 1 kwietnia nasuwało się samo, biorąc pod uwagę nazwę klubu-gospodarza w Krakowie.
Cała Polska (i nie tylko) miała niezły ubaw, wyświetlenia klipów z tą sytuacją nabijają się same, a mi znów szkoda bramkarza. Przecież nawet w nieszczęsnym meczu z Radomiakiem Oliwier Zych notował siedem udanych interwencji i to nie był – ogółem – zły występ dla młodego bramkarza, który przez cały sezon jest jedną z najważniejszych postaci w kadrze Żubrów. Oby sytuacja będąca chwilowym źródłem rozrywki dla ogółu nie zaciążyła nad nim na dłużej. A Gabrielowi Kobylakowi trzeba pogratulować. Przyznał, że nie spodziewał się trafienia, a jednak weszło popisowo!
Światło zielone. Legia jednak idzie po mistrzostwo?
Zwalniany przez media i kibiców, ale utrzymywany na stanowisku przez zarząd Kosta Runjaić może ostatnio spać spokojniej. Nie chodzi tylko o dwie wygrane po 3:1, ale o to, że w grze stołecznej drużyny faktycznie widać oddech ulgi i przekonanie. Marc Gual może nie powtórzył w Zabrzu dubletu z pojedynku z Piastem, ale jego wejście w pole karne przy bramce na 3:1 to sytuacja z gatunku tych, dla jakich Legia Warszawa wykupiła go z Jagiellonii. Wstrzelił się Kapustka, ledwo minutę po wejściu na boisko zresztą, a do tego Tomas Pekhart przypomniał kibicom o swoim istnieniu. Gdyby jeszcze Morishita wykorzystał swoją sytuację...
To wciąż za mało, by przekonać fanów przy Łazienkowskiej, że jest dobrze. Kiedy jednak kolejni pytani piłkarze mówią, że wciąż wierzą w tytuł mistrzowski, to i kolejni rywale muszą traktować ich poważnie. Wojskowi mają konsekwencję, determinację i skuteczność, których brakowało im od startu wiosny. Problemy z grą na zero wciąż są, ale lepsze wykorzystanie potężnego – jak na polskie warunki – potencjału ofensywnego wystarcza do zdobywania kompletu punktów. Na jak długo? To zweryfikują trzy najbliższe kolejki, w których warszawiacy grać będą wyłącznie z zespołami wyżej notowanymi. Jeśli zdadzą egzamin, mogą wyprzedzić dwa z nich i naprawdę nabrać rozpędu na wagę zagrożenia Jagiellonii na ostatniej prostej.