Ligowy semafor: Zamiast mistrzostwa oglądaliśmy ciąg dalszy mizerii
Światło czerwone. Raków, Lech i Pogoń wypisały się z pucharów
Cały przebieg kończącego się sezonu może przyprawić o spory ból głowy. Szczególne zgrzytanie zębów zafundowały swoim kibicom zespoły ścisłej czołówki sprzed roku. Po dobrym sezonie 2022/23 zrobiły obiecujące zakupy, ogłosiły ambitne plany, a później balonik pękał tylekroć, ilekroć udawało się go załatać i podpompować. Choć niektórzy dopatrują się słabości sezonu w Jagiellonii czy Śląsku, to te drużyny są najwyżej beneficjentami katastrofy, jaką był występ "wielkiej czwórki".
33. kolejka w symboliczny sposób podsumowała tęże słabość. Legia doczłapała do podium najmniej imponującym 1:0 z Wartą Poznań, Lech i Pogoń nie umiały wygrać z Widzewem i Stalą, a Raków zasłużenie dostał wciry od walczącej o utrzymanie Cracovii. Najświeższe wyniki można by uznać za chwilową słabość, gdyby nie były podtrzymaniem tegorocznej normy w przypadku każdego z tych zespołów.
Medaliki? 12 punktów w 10 ostatnich meczach, zgroza. Kolejorz? W sześciu ostatnich meczach umieli wygrać tylko z ŁKS-em, a i to przyszło z trudem. Pogoń? Wygrana tylko z Puszczą w pięciu ostatnich meczach, do tego pokoleniowa trauma finału Pucharu Polski. Wszystkie te kluby finansowo mają potencjał, na papierze są mocne, ale ich moc została na tymże papierze. Nieobecność w pucharach w pełni zasłużona, reformy w toku.
Światło żółte. Hej Zagłębie, co tak późno?
Kacprem Chodyną i Dawidem Kurminowskim trzeba się wiosną zachwycać, bo wartością dla całej polskiej piłki jest rozwój rodzimych talentów, nawet jeśli już nie tak młodych. Obaj wystrzelili jak z armaty i okazali się decydujący dla ostatniej – najlepszej w sezonie – serii Zagłębia Lubin. Podopieczni Waldemara Fornalika w pięciu ostatnich meczach zainkasowali 12 punktów (najwięcej w lidze), strzelając 12 bramek.
Pozostaje tylko spytać: czemu tak późno? Czemu zespół wskazywany przed sezonem jako jeden z kandydatów do namieszania w czołówce rozsiada się w górnej połowie tabeli dopiero na finiszu? Częściowej odpowiedzi dostarczył zwycięski mecz z ŁKS-em w 33. kolejce. Fragmenty autentycznie imponującej gry mieszały się na lubińskim stadionie z długimi przestojami, w których rywale mogli brutalnie zepsuć humory gospodarzom. Miedziowi to wciąż, niestety, projekt niekompletny.
Światło zielone. Na mecie będzie ciekawie, kto dojedzie pierwszy?
Można się zżymać, że mistrz Polski będzie jednym z najsłabszych w Europie. Pod względem dorobku punktowego to wciąż realny scenariusz dzięki remisowi Jagiellonii z Piastem w Gliwicach. Najlepsza drużyna naszego kraju będzie mieć najwyżej 63 punkty, czyli tyle, ile mistrz Albanii, przy zbliżonym dorobku w przeliczeniu na mecz.
Tyle zżymania, bowiem rzadko jesteśmy świadkami tak emocjonującego sezonu (znaczna część tych emocji to frustracja, ale wciąż…) i walki do końca. Na ostatniej prostej Śląsk zanotował trzecie zwycięstwo z rzędu i może o długość nosa wyprzedzić Jagiellonię. W tych trzech zwycięstwach sprzyjał nieco kalendarz, zaś w sobotę o 17:30 trzeba będzie wygrać z Rakowem w Częstochowie, gdzie wiosną Medaliki przegrały tylko raz. Jaga ma w teorii prostsze zadanie, ponieważ wyprzedany stadion przy Słonecznej ma pchnąć ją do rozbicia Warty Poznań i nieoglądania się na wrocławian. W sezonie potknięć nikt pewien punktów być nie może, my za to możemy być pewni emocji do ostatnich minut sezonu!