Niedziela z Ekstraklasą: Zagłębie za mocne dla Widzewa, Puszcza wciąż walczy
Lech Poznań – Legia Warszawa (1:2)
Z uwagi na niesamowity przebieg, temu meczowi poświęciliśmy osobną publikację, w której można również znaleźć wszystkie gole. Dość powiedzieć, że tylko w pierwszej połowie Legii nie uznano bramki Wszołka, a Josue nie strzelił rzutu karnego, za to dwa gole własnemu bramkarzowi załadowali Miha Blazić i Bartosz Salamon.
Po przerwie najgroźniejsze były próby Murawskiego i Pereiry z dystansu, z których ta druga skończyła się golem. Na wyrównanie brakło jednak czasu, Lech zszedł z boiska wyzywany przez swoich kibiców.
Widzew Łódź – Zagłębie Lubin (1:3)
Widzew i Zagłębie cele minimum osiągnęły, a na puchary szans i tak nie mają. Pozostało grać o jak najlepszą pozycję w górnej części tabeli, co dla łodzian wydawało się tym trudniejsze, że stracili Bartłomieja Pawłowskiego. W pierwszym kwadransie jedynym konkretem – a i tak przypadkowym – był centrostrzał Cybulskiego, tymczasem Zagłębie przez prawie pół godziny nawet nie zbliżyło się do bramki Gikiewicza.
Dopiero w 27. minucie, po nieudanym ataku Mato Milosa, z indywidualnym rajdem wybiegł Mateusz Wdowiak. Żyro go nie dogonił, a Gikiewicz nie zdołał zamknąć światła bramki i po 16 meczach bez gola zawodnik przełamał się, otwierając wynik strzałem pod dalszy słupek. Minęła zaledwie minuta, a było już 2:0. Tym razem Mróz doskonale wyczuł wyjście Kacpra Chodyny pomiędzy obrońców, a ten niskim lobem posłał piłkę nad Gikiewiczem! Do przerwy Widzew z tych ciosów otrząsnąć się nie zdołał, a w 43. minucie mogło dojść do nokautu, gdyby Makowski nie trafił w poprzeczkę.
Nie udało się zareagować do przerwy, dlatego Juan Ibiza ustąpił miejsca Ciganiksowi. Ten ruch trenera szybko się opłacił, gdy efektowna kontra wyprowadzona prawym skrzydłem pozwoliła Franowi Alvarezowi wypuścić Ciganiksa, który doskonale zwieńczył akcję strzałem. Mając kontaktowego gola, Widzew szukał wyrównania. Blisko był Fabio Nunes w 66. minucie, ale huknął w rękawice Dioudisa. Okazji do wyrównania było jeszcze kilka, ale żadnej wykorzystać się nie udało. Na domiar złego doliczony czas przyniósł fantastycznego gola Marko Poletanovicia, który zamknął wynik.
Puszcza Niepołomice – Warta Poznań (1:0)
W pojedynku dwóch bezdomnych zespołów to nominalni gospodarze w Małopolsce byli bliżej ściany, uplasowani tylko o punkt nad strefą spadkową. Widać było determinację do objęcia prowadzenia, co w przypadku Puszczy zwykle wiąże się ze stałymi fragmentami. Tym razem rzuty rożne wydawały się główną bronią – już po siedmiu minutach Sołowiej umieścił piłkę w bramce i dopiero żmudna analiza VAR wykazała, że był na spalonym o niecałą długość pięty.
Gola nie było, ale ostrzeżenie – owszem. 10 minut później po kolejnym rogu Roman Jakuba uderzał nad poprzeczką, a po niecałej półgodzinie gry z urazem musiał zejść Adam Zrelak, dodatkowo utrudniając Warcie zadanie. Paradoksalnie, wtedy właśnie Zieloni uzyskali wyraźną przewagę. Przełamania impasu jednak nie było, a do szatni gola mogła strzelić Puszcza. Po rożnym, oczywiście.
Skoro nie szło z rogu, to kilka minut po przerwie Żubry próbowały z wolnego przed polem karnym. Wykonywał Michał Walski i to on otworzył wynik, wpuszczając "szczura" pod murem. Mieli przewagę i mogli ją podwoić po kwadransie drugiej odsłony, gdy drugiego tej wiosny gola przewrotką szukał Kamil Zapolnik. Był o włos, Grobelny końcami palców uratował Wartę. Na kwadrans przed końcem bramkarz piłki już nie sięgnął, ale miał szczęście – Siemaszko strzelał ze spalonego. Obie drużyny w końcówce miały swoje szanse, a najlepsza przypadła w udziale Dario Vizingerowi, który huknął w poprzeczkę na początku 90. minuty. Wynik się nie zmienił, przybliżając Żubry do utrzymania i skazując Ruch Chorzów na spadek.