Nokaut! Legia upokorzona przez Stal Mielec przy Łazienkowskiej
Jeśli komuś dotąd 13. kolejka Ekstraklasy przynosiła pecha, to faworytom. Skarcone zostały kolejno Jagiellonia, Lech, Śląsk, a w niedzielne popołudnie również Zagłębie Lubin. Na pewno nie chcieli powtórki takiego scenariusza w Warszawie, gdzie po raz dziewiąty (!) w sezonie zasiadł komplet widzów.
Rywalem Legii była w niezielę zresztą Stal Mielec, więc wicemistrzowie – z powracającymi Josue i Tobiaszem, za to bez Wszołka – od pierwszych sekund ruszyli na przyjezdnych z Podkarpacia. Długimi fragmentami trzymali mielczan zamkniętych wokół swojego pola karnego, na co podopieczni Kamila Kieresia wydawali się taktycznie przygotowani.
Co prawda przy klasie zawodników Wojskowych gol wydawał się kwestią czasu, ale bramka Mateusza Kochalskiego wydawała się chroniona polem magnetycznym – w sytuacjach z pozoru idealnych piłka mijała obramowanie ze złej strony. W 37. minucie zawiodła nawet magiczna stopa Josue, który mimo świetnej piłki od Elitima posłał piłkę nad poprzeczką.
W odpowiedzi Stal, dotąd skupiona na przetrwaniu naporu i bez choćby jednej akcji, ruszyła naprzód po błędzie defensywy. Michał Trąbka doskonale wyczuł ruch Szkurina i obsłużył go, a Białorusin przy pierwszej okazji wyprowadził Stal na prowadzenie. Cios podwójnie bolesny, biorąc pod uwagę dominację gospodarzy i mnożące się, zmarnowane okazje.
Coś musiało się zmienić w grze Legii, a okazało się, że zmienił się również skład. Wszołek i Burch weszli na boisko i ponownie gospodarze objęli inicjatywę na murawie. W 50. minucie Gil Dias był bardzo bliski szczęścia – jego trudna do obrony główka była pierwszym celnym strzałem wicemistrzów Polski.
Kochalski nie przepuścił jednak piłki, którą szybko skierował do przodu. Kontra Stali skończyła się strzałem, po którym przy Łazienkowskiej oczy otworzyły się szeroko: czy to prawda? Czy Stal właśnie wyszła na 2:0 po doskonałym uderzeniu Krzysztofa Wołkowicza pod poprzeczkę? Dokładnie tak!
Mateusz Kochalski był daleki od doskonałej gry, po jednym z jego kiksów omal nie padł gol samobójczy. A jednak w chwilach próby dokonywał bezbłędnych wyborów. Tak było w 73. minucie, gdy Blaz Kramer główkował bardzo dobrze, a golkiper jakimś cudem jego próbę wybił.
Gdy do końca pozostawał nieco ponad kwadrans, Runjaić wykorzystał ostatnią zmianę, wpuszczając Strzałka za Slisza. Kiereś równocześnie w bój posłał Kokiego Hinokio, a ten pokazał, że warto na niego stawiać. W 82. minucie Japończyk wykorzystał kolejną stratę Legii w ataku i, w duecie ze Szkurinem, upokorzył Tobiasza trzecią bramką.
Wicemistrzowie Polski zostali wypunktowani bez litości przez zespół, który niemal zrezygnował z posiadania piłki. Co prawda desperackie ataki Legii dały jej gola na 1:3 w 90. minucie (Wszołek asystował Kramerowi), ale to była jedynie bramka honorowa. Dla Legii – do niedawna niepokonanej na swoim stadionie – to czwarta z rzędu porażka i pierwszy tak duży kryzys pod wodzą Kosty Runjaicia. Statystyka strzałów jest niesamowita: 25 prób Legii i cztery Stali. A wynik, jaki jest, każdy widzi...