Pasy i Zagłębie na remis, Puszcza postraszyła Legię, a w Łodzi rządzi Widzew!
Łódzki KS – Widzew Łódź (0:2)
Przed niedzielnymi derbami Widzew był w coraz trudniejszej sytuacji, z kolei ŁKS zdążył się już przyzwyczaić do katastrofy, której jest głównym bohaterem. Czy właśnie to sprawiło, że gospodarze grali, jakby nie mieli nic do stracenia? Weszli w mecz ze swobodą i apetytem na bramkę, a defensywa Widzewa miała ręce pełne roboty. RTS czekał przyczajony na straconą piłkę i na czekaniu spędził większość pierwszej połowy, stopniowo zyskując przestrzeń. Mało widoczny Bartłomiej Pawłowski zaznaczył swoją obecność dopiero mocno niecelnym uderzeniem z dystansu bliżej przerwy.
Fajerwerki przed zmianą stron były tylko na trybunach, więcej działo się w kwestii urazów. Husein Balić po zderzeniu z Gikiewiczem musiał biegać w bandażu na głowie, a Marek Hanousek nie miał tyle szczęścia – zszedł po 38 minutach. W drugiej części szybki cios chciał zadać Fran Alvarez, ale jego uderzenie obiło słupek bramki Aleksandra Bobka. Nie ten Hiszpan, to inny – Jordi Sanchez chwilę później świetnie doszedł do główki i otworzył wynik. Nie strzela może często, ale w jesiennych derbach to również on pognębił ŁKS!
Zamiast odpowiedzi gospodarzy pojawiły się coraz śmielsze ataki Widzewa i dopiero dym z pirotechniki wybił przyjezdnych z rytmu. Na 10 minut przed końcem Tejan i Pawłowski testowali bramkarzy i to ten drugi był bliżej gola, tak jak bliżej podwyższenia był Widzew, gdy Antoni Klimek uderzał w doliczonym czasie. Co nie udało się żadnemu z nich, to zrobił Fabio Nunes! Na nic ŁKS-owi był tuzin doliczonych minut, nic nie wpadło.
Legia Warszawa – Puszcza Niepołomice (1:1)
Legia Warszawa do meczu z Puszczą Niepołomice na własnym stadionie przystępowała w roli zdecydowanego faworyta. Mimo tego piłkarze Kosty Runjaicia do samego końca musieli drżeć o korzystny wynik w tym spotkaniu. Puszcza przez całe spotkanie konsekwentnie grała w obronie, co w połączeniu z ogromną nieskutecznością Legii sprawiło, że do samego końca meczu blisko było ogromnej sensacji, jaką niewątpliwie byłby triumf Puszczy na Łazienkowskiej.
Gracze Tomasza Tułacza pokazali w stolicy swoje największe atuty. W 42. minucie świetnie w polu karnym rywali znalazł się Michał Koj, który pewnie pokonał Tobiasza. Ten gol jeszcze bardziej pobudził Legionistów, którzy zaczęli coraz mocniej atakować. Mimo tego dobrych sytuacji nie wykorzystali Blaz Kramer i Rafał Augustyniak. To mogło zemścić się w 54. minucie rywalizacji, kiedy to Artur Siemaszko kapitalnie dograł piłkę na głowę Artura Craciuna. Ten jednak fatalnie spudłował. Gdyby lepiej uderzył, Puszcza wyszłaby już na dwubramkowe prowadzenie.
Trener Runjaić w końcówce wpuścił na boisko Marca Guala, Tomasa Pekharta i Macieja Rosołka, aby jeszcze bardziej nękać defensywę Puszczy. Przyniosło to efekt dopiero w 86. minucie meczu, kiedy to najlepiej w zamieszaniu pod bramką Puszczy odnalazł się Rosołek, dając swojej drużynie wyrównanie. W końcówce mimo determinacji z obu stron więcej bramek nie padło i finalnie Puszcza po końcowym gwizdku mogła cieszyć się z nieoczekiwanie zdobytego punktu przy Łazienkowskiej.
Zagłębie Lubin – Cracovia (1:1)
Oba zespoły aspirują do lepszej roli w lidze niż pełniły jesienią, celując w górną część tabeli. Na papierze zdecydowanie lepiej wygląda Zagłębie Waldemara Fornalika, ale to Cracovia Jacka Zielińskiego – choć przyjechała z ograniczeniami kadrowymi – efektowniej prezentowała się w zamkniętej pierwszej połowie.
Pasy szukały otwarcia wyniku w ataku pozycyjnym, mnożyły się rzuty rożne, a Miedziowi dotrwali do 45. minuty bez celnego uderzenia. Tymczasem, już w doliczonych sekundach Tomasz Makowski genialnie znalazł Kacpra Chodynę, a ten zmieścił piłkę nad ramieniem interweniującego Madejskiego. Liniowy błyskawicznie wskazał spalonego, ale VAR go poprawił – gol do szatni zaliczony!
Pierwszy gol przysporzył meczowi rumieńców i w kwadrans po powrocie działo się więcej pod obiema bramkami niż przez pierwsze 45 minut, choć piłka wpaść nie chciała, raz wracając na murawę od słupka bramki Zagłębia. Wzrost tempa i temperatury zaowocował czerwoną kartką dla Waldemara Fornalika i rzutem karnym po faulu na Kallmanie. Okazję pewnie wykorzystał Jani Atanasov na kwadrans przed końcem, a szansy na odzyskanie prowadzenia parę minut później nie wykorzystał przed bramką Wdowiak, posyłając odchodzący strzał po złej stronie słupka. W rewanżu Kallman przegrał z Buriciem, a Makuch znów spudłował. Doliczony czas należał do Miedziowych dzięki nerwowej obronie Pasów, ale kolejnych goli nie było.