Piłkarski klasyk w Łodzi! ŁKS odrobił trzy gole straty z Piastem
Pogrążeni na dnie tabeli pomimo zmiany trenera, piłkarze Łódzkiego KS-u mogli przed sobotnim meczem 15. kolejki PKO BP Ekstraklasy pocieszać się faktem, że na Stadion Króla przyjechał król remisów, Piast Gliwice. A na bezrybiu i remis byłby dla czerwonej latarni ratunkiem punktowym. O zwycięstwie marzyli pewnie tylko najwięksi optymiści, pamiętający ostatni komplet punktów z Piastunkami z 2005 roku.
Jeśli faktycznie ktoś w Łodzi liczył na zwycięstwo z Piastem, to przyjezdni pozbawili go złudzeń błyskawicznie. Już po 10 minutach prowadzenie gliwiczanom dał gol Damiana Kądziora, którego doskonale obsłużył ustawiony tym razem na lewym skrzydle Michael Ameyaw. Aleksander Bobek w bramce ŁKS-u pewnie będzie liczył, że jak najmniej osób zobaczy jego interwencję…
Ameyaw dopiero zaczynał swój popis w Łodzi. Po faulu na nim w 20. minucie podyktowany został rzut wolny. Piłkę w pole karne posłał Damian Kądzior, a trącenie głową przez Ariela Mosóra dało podwyższenie prowadzenia do 2:0.
Pierwszy gol po 10 minutach gry, drugi po 20 minutach, gospodarze z wielkimi kłopotami bronili się przed stratą kolejnej bramki w kolejnych fragmentach. Obrona ŁKS-u była w kompletnej rozsypce, co przyjezdni wykorzystywali bezlitośnie. Co prawda nie udało się podnieść przewagi w 30. minucie, ale już osiem minut później Jorge Felix oddał piłkę do Michaela Ameyawa, który zaliczył swojego gola.
Nokaut? Dokładnie na to się zanosiło, bo jeszcze pod koniec doliczonego czasu gry Piastunki jak sępy wisiały nad polem karnym ŁKS-u. Nieoczekiwanie, ostatni wysiłek gospodarzy doprowadził do akcji, która odwróciła dynamikę tego spotkania. W polu karnym Katranis kopnął rywala i po interwencji VAR wyleciał z boiska. Do jedenastki podszedł Dani Ramirez i nie pomylił się, dał gola na 1:3.
Dwie bramki straty to wciąż sytuacja, z której ŁKS nie dał w tym sezonie rady wrócić, ale tym razem miał 45 minut gry w przewadze przed sobą. I zaczął odrabianie strat momentalnie: za Piotra Głowackiego wszedł Kay Tejan, który po trzech minutach miał już na koncie gola kontaktowego dla gospodarzy. Sam zabrał piłkę Jakubowi Czerwińskiemu i wpakował ją do bramki, notując wejście doskonałe.
Gwałtowny wyrzut adrenaliny nastąpił nie tylko u piłkarzy, ale i kibiców z Łodzi. Parli naprzód i głównym zadaniem Piasta stało się zatrzymanie ofensywnych zapędów ŁKS-u. Wyglądało na to, że udało im się przetrwać najgorsze, zdołali nawet parokrotnie podejść pod bramkę Bobka. Czas nie działał jednak na ich korzyść: zmęczeni i osłabieni stratą narażali się na kolejne sytuacje.
W 68. minucie Frantisek Plach dla spokoju wypiąstkował piłkę po rzucie rożnym Mokrzyckiego, ale posłał ją wprost pod nogi Janczukowicza. Ten bez namysłu huknął poza zasięgiem bramkarza, obijając jeszcze boczną siatkę. Zaliczył pierwszego gola w lidze i dolał paliwa swoim kolegom, którzy ponownie ruszyli na Piasta.
Fani, którzy w pierwszej połowie krzyczeli "eŁKSa grać, ku...a mać", teraz zagrzewali swoich piłkarzy huraganowymi wręcz śpiewami. Piast dojechał do końca regulaminowych 90 minut, ale w doliczonym czasie kotłowało się pod bramką przyjezdnych. Po strzale Daniego Ramireza piłka prawie musnęła słupek, potem jeszcze poprawka i zablokowane uderzenie. Miejscowi domagali się karnego po ręce Tomasiewicza, ale nic z tego – wynik do końca już się nie zmienił.
Piast pod wodzą Aleksandara Vukovicia nigdy nie stracił więcej niż dwie bramki. ŁKS w tym sezonie nigdy nie strzelił więcej niż dwie bramki. Te dwa "nigdy" wyrzucamy już do kosza, ale oba zespoły będą musiały pozbierać się po tym thrillerze. Piast miał wygodne 3:0 i oddał punkty, ŁKS odrobił trzy gole, ale – mimo gry w przewadze i tytanicznego wysiłku – czwartego nie zdobył.